• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Wiosenne porządki

      d a n e    w y j a z d u 31.80 km 0.00 km teren 02:04 h Pr.śr.:15.39 km/h Pr.max:36.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Sobota, 20 marca 2010 | dodano: 21.03.2010

    Wiosna przyszła. Temperatury powyżej dziesięciu stopni, deszcz, błoto zamiast śniegu... Ptaki odzywają się bardziej ludzkim głosem, i trawa zaczyna się zielenić. Nawet bazie dają się już znaleźć, choć trzeba było się przy tym nieźle ubrudzić.

    Pora więc, jak co roku na wiosnę, doprowadzić wszystko do porządku.

    Po pierwsze pojechałem do Panów Serwisantów, żeby zmienić kasetę. Ruchu mieli co nie miara. "Sezon" się zaczął. Mieszczuchy wiosnę poczuli i wypełzli z nor. Motocykliści też. Dziwny to ludek, ale co ja malutki mogę wiedzieć... Na szczęście Panowie znaleźli chwilkę, żeby się zająć moim rowerkiem. Dosłownie chwilkę, bo uwinęli się błyskawicznie. To dopiero wprawa i doświadczenie...

    Przy okazji zapytałem ich o ceny oponek, które wpadły mi w oko. I się załamałem. Nie stać mnie jeszcze na wydanie dwóch stów na jedną sztukę opony. Bedę musiał poszukać czegoś innego.

    Po drugie rozebrałem Byka. Wielka ta bestia, jak poprzednio (na czas podróży do kraju raju), znów przestała przypominać cokolwiek, co mogłoby się kojarzyć z rowerem. I fajnie - łatwiej będzie umyć. Powinienem się uwinąć w kilka dni. Potem co prawda będzie Byczek czekał na dostawę amorka, ale to nie powinno mi za bardzo przeszkadzać. W ciągu kilku miesięcy raczej nie wyjadę na dłużej w dzicz. A i później też pewnie nieprędko.

    To będzie rok wielkich zmian. Dobrze, że robi się ciepło. Lepiej się myśli na zielonej trawce, niż w ciasnym zamknięciu czterech ścian...


    Kategoria Jazda Próbna

    Nowe oblicze miasta

      d a n e    w y j a z d u 19.80 km 0.00 km teren 01:02 h Pr.śr.:19.16 km/h Pr.max:34.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Środa, 17 marca 2010 | dodano: 21.03.2010

    Powtórzyłem wyjazd po samochód. Niby to samo, a jednak zupełnie inaczej...

    Żadnych karetek. Żadnych policjantów. Tylko raz otrąbiony przez jakiegoś gbura w "terenówce". I prawie zero korka! Jakby zupełnie nie to miasto. Aż przyjemnie się dało jechać.

    Założyłem ci ja nowy łańcuszek. Założyłem, że pomoże, bo przecież powinien. Na szczęście nie założyłem się z nikim o to, bo było do bani.

    Łańcuszek owszem, przestał przeskakiwać na przodnich zębatkach, zaczął natomiast na zadnich. Szczególnie na "trzeciej", czyli "szóstej". Nie wiem, jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem, ale jest naprawdę koszmarnie zużyta. Z racji tego jednak, że w moim rowerku kaseta zawiera tylko dwie zębatki "swobodne", trzeba będzie wymienić całość...

    Na szczęście wracałem autkiem. Zadziwiające, jak bardzo ruch w mieście potrafi uspokoić widok samochodu z nietypowym bagażem. Zwłaszcza "Esperynki" z rowerem na pupci :)


    Kategoria Jazda Próbna

    TO żyje!!

      d a n e    w y j a z d u 3.20 km 0.00 km teren 00:15 h Pr.śr.:12.80 km/h Pr.max:36.90 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Poniedziałek, 8 marca 2010 | dodano: 08.03.2010

    Ale co to za życie... Ze zbyt długiego zimowego snu dziś właśnie obudził się De Flajt. Sukces ten jednak przyprawiony jest nutką goryczy; rowerek nie tylko nie jest w pełni sprawny, ale również aby mógł w ogóle jeździć, dawcą jednego ważnego "organu" musiał zostać Byczek.

    "Krótki" raport z zajęć warsztatowych.

    Gdzieś w grudniu, gdy już jasnym się stało, że dalsza eksploatacja Flajta z jego fabrycznym amorkiem grozi śmiercią lub kalectwem, zabrałem się za jego "przegląd zimowy". Rozbieranie szło szybko, bo i nad czym się tu głowić? Kolejno z rowerka spadły, i następującej obróbce zostały poddane:

    - Łańcuch - kupa smaru, upaćkane wszystko, co się tylko dało, ale zapinka ułatwiła sprawę. Ponownie spięty już poza rowerkiem łańcuszek wylądował na kilka dni w "kąpieli dieslowej". W jej trakcie przeczyszczony szczotą. Następnie wyjęty i wysuszony.

    - Koła - prosty, "sportowy" temat. Natychmiast do wanny, gdzie pod delikatnym strumieniem ciepłej wody oraz przy zastosowaniu miękkiej szmatki pozbyły się błotka, piachu, kurzu itp. Dalej demontowane nie były - stosunkowo niedawno przydarzyła się im wymiana kulek i wewnętrznych bieżni; luzów też nie zdążyły złapać, więc raczej potrzeby nie było. Tylne koło, a konkretnie wielotryb, dodatkowo zaliczył "wydieslowanie" pędzelkiem, aby pozbyć się tego, co wlazło pomiędzy tryby i smarem z łańcuszka się posklejało. Wytarcie, wysuszenie, odstawienie.

    - Przerzutki - obie, po zdjęciu, wymyte w wodzie, a następnie w dieslu. Przednia po wysuszeniu przesmarowana i odłożona. Tylna zaliczyła nieco więcej - rozebrane zostały i szczególnie potraktowane rolki napinacza. Po zaaplikowaniu odrobiny smaru na osie rolek i w mechanizm przerzutki całość złożona i na półkę.

    - Korby - razem z pedałami i zębatkami. Zębatki odkręcone od korby, pedały nie. Całość umyta wodą, zębatki również... tym, co cała reszta. Przy okazji dało się zauważyć spore ich zużycie. Zanotowano; części do szafy.

    - Siodło wraz ze sztycą - wyjęte z ramy i pod prysznic. I tyle wystarczy.

    - Kierownica - tu trochę się namęczyłem. Linki od przerzutek były już odkręcone wcześniej, ale nie uśmiechało mi się dłubanie w hamulcach. Odkręciłem je więc w całości od ramy, i z takim "pająkiem" powędrowałem do łazienki. Znów szmatka w ruchu, suszenie i półeczka.

    - Amorek - nieszczęsny XCR, który był łaskaw dokonać żywta. Umyty i wytarty czeka na... nie wiem w zasadzie, na co. Najpewniej posłuży za "pomoc naukową". Wszystko, co wisiało na rurze sterowej amorka, odłożone na półeczkę w oczekiwaniu na zmiennika.

    I to w zasadzie wszystko; zostałem w tym miejscu z "gołą" ramą, w której nadal tkwił szczelny support, którego wolałem nie wyciągać (zresztą co mu się może stać, szczelny jest), oraz "kielichy sterów", których nawet nie miałbym czym wyjąć. I taką całość również poddałem procesowi mycia, suszenia i półkowania.

    W takim stanie rowerek przeleżał trzy miesiące mniej więcej, aż wreszcie "zmiany w sytuacji geopolitycznej" umożliwiły, ale i umotywowały zabranie się za montaż. A przebiegał on w niemal odwrotnej kolejności, skomplikowany nieco regulacjami itp., ale wszyscy wiedzą, jak to wygląda, więc skupię się tylko na tym, co w jego trakcie odkryłem.

    - Amorek - tu żadnych sensacji. Przełożony z Byka, RS Recon. Ładna rzecz, jak się okazało dokładnie o długości poprzedniego, więc... no właśnie. Rura sterowa okazała się być o milimetr czy dwa dłuższa od wcześniejszej. W efekcie musiałem dokupić sobie pierścionek dystansowy, żeby dało się w ogóle całość zmontować.

    - Kierownica - pełen spokój. Pozbyłem się ostatecznie pozostałości po starym liczniczku.

    - Siodełko - jak wyżej. Grzecznie wlazło na miejsce.

    - Korby - tu się zaczęły przysłowiowe schody. Gniazda osi supportu (nieszczęsne "kwadraty") wyrobione dość znacznie. Założyć się dało, ale trzeba o tym pamiętać przy okazji jakiejś gwiazdki, czy czegoś tam... Do tego zębatki - tak koszmarnie wyrobione, zwłaszcza środkowa, że... szkoda gadać. Ale jak mus to mus.

    - Koła - wlazły nie stawiając oporu

    - Łańcuch i przerzutki - opisuję jednocześnie, bo razem zakładane. Wyszło na to, że zarówno ramka przedniej, jak i wózek tylnej nieco są pogięte, ale dało się wyregulować. Gorzej z łańcuchem. Na dużej zębatce z przodu wzdłuż połowy jej obwodu jego "rozciągnięcie" jest tak duże, że ostatnie ogniwa właściwie w ogóle nie wchodzą między zęby. W sumie nie powinienem się dziwić: 5 kkm to dystans niemały, a jeszcze przy moim deptaniu... Niniejszym ten właśnie element trafił na pierwszą pozycję listy zakupów. O ile jakiekolwiek zakupy będą miały miejsce...

    Po złożeniu całości okazało się na koniec, że występuje jakieś dziwne "bicie" w okolicach tylnej piasty, którego pochodzenia na razie nie udało się ustalić; jak również na najmniejszej tylnej zębatce daje się słyszeć równie tajemniczy, grzechoczący odgłos. Będą one przedmiotem dalszego śledztwa.

    Jazda próbna, której zresztą dotyczy ten wpis, wykazała, że "generalnie jeździć się da, ale każde mocniejsze nadepnięcie powoduje przeskok łańcucha; winnym tego zjawiska zdają się być po pierwsze nazbyt zużyty łańcuch, po drugie zaś zużyte zębatki przednie. Żadnych oscylacji wywołanych biciem piasty ani dziwnych odgłosów pedałowania nie zauważono."

    No więc jeszcze trochę będę się musiał pomęczyć. Ale światełko w tunelu już widać. Oby to tylko nie był pośpieszny...


    Kategoria Jazda Próbna, Warsztatowe Igraszki

    Przełaj z celem

      d a n e    w y j a z d u 29.10 km 6.00 km teren 01:42 h Pr.śr.:17.12 km/h Pr.max:34.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Czwartek, 4 marca 2010 | dodano: 04.03.2010

    A to se pojechałem...

    Bo ostatnio jeżdżę trochę, więc wypadałoby wpisać.

    Zacznijmy od tego, że klaruje się sytuacja "techniczna". W drodze, która dość długa i kręta będzie, jest już "przednia nóżka", której mi ciągle brakuje. O tyle ciekawe jest to zjawisko, iż trafi ona do... Byka. Na razie nie będę się chwalił, cóż to za cudo; przyjdzie jeszcze na to czas. Niniejszym jednak zabieram się za składanie Flajta - który w obecnym stanie bardziej przypomina kupę złomu niż cokolwiek innego - do którego przełożę, gdy już będzie niemal gotowy, amorek z Byka. Tym samym rozpocznie się proces "okresowego" przeglądu i mycia tegoż, gdyż po tym wyjeździe nie tyle prosi, co błaga o takiż. I należy mu się. I tak też będzie.

    Wybrałem się więc na przejażdżkę w stronę jak zwykle południową; by jednak nadać temu cel "dalszy", za punkt zwrotny wyjazdu przyjąłem domek znajomych w Stefanowie. Przejazd pierwotnie prowadził asfaltami, przez Reguły i takie tam wiochy, aż tu nagle, tuż za miejscowością Suchy Las (ja tam żadnego lasu nie widziałem...) droga asfaltowa zmieniła się w gruntówkę. Dla Byka to nic strasznego, więc oczywiście pojechałem dalej. Gruntem do "ósemki", wzdłuż niej kawałek, i przeskok na drugą stronę i na wschód. Do "siódemki" bez przygód, w Słominie na południe. Znów grunt, tyle że nieco ciekawszy; jeszcze weselej, bo śnieżnie, zrobiło się w lasach przy Magdalence. Dalej już cały czas na południe - nie wiem, czy dalej w Magdalence, czy już w Marysinie - kawałek asfaltu; jednak ponieważ ten odbijał nieco w bok, pojechałem nadal prosto przez jakieś pola. Po kilku przebojach, w tym spotkaniu z PPG'owcami, dotarłem na miejsce.

    Na miejscu zaś, po szybkiej kawie, zabrałem się z podrzutką na Okęcie, z któego znów na rowerku wróciłem do domciu.

    Tym razem warto by odnotować fakt pokonania odcinków gruntowych. Choć tylko trzy, i o łącznie niedużej jednak długości, odznaczyły się sporą różnorodnością - od wyschniętych, zatrawionych poletek, przez dość głębokie miejscami błotko i kałuże, aż po wspomniane już śniegi. I znów szczególnie istotne okazały się dwa fakty.

    Pierwszym jest niebywała wręcz, i nadal mnie zaskakująca, wysoka jakość opon Nobby Nic firmy Schwalbe. Bez wdawania się w szczegóły można napisać tylko jedno: znów "dały radę". I to nie tylko w najcięższym błocie czy śniegu; także na asfalcie po raz kolejny zadziwiły niskimi oporami. A to przecież wersja sprzed dwóch lat!

    Drugą rzeczą okazała się, zasilona ostatnimi poszukiwaniami, obserwacja "nerwowości" rowerka zmuszonego do pracy ze zbyt niskim amorkiem. Mówię wam - sam jestem zdziwiony, jakim cudem udaje mi się to opanować. Ale najgorzej nie jest, a będzie (mam nadzieję) dużo lepiej. Teraz to już tylko kwestia czasu.

    Tak więc znów jestem w domku, bogatszy o kilka doświadczeń; jak też nową datę w kalendarzu - za tydzień będę odnawiał stare znajomości :)



    Kupą, mości... znaczy, Masą!

      d a n e    w y j a z d u 46.50 km 0.00 km teren 03:08 h Pr.śr.:14.84 km/h Pr.max:32.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Piątek, 26 lutego 2010 | dodano: 01.03.2010

    No i wreszcie udało się dotrzeć na WMK.

    I tyle w zasadzie daje się o tym napisać. Może odnotować warto by fakt, że z domku na Zamkowy dotarłem w 45 minut. Jak na Byczka osiągnięcie niemałe.

    Brakowało tym razem podobno niesprawnej rikszy z muzyką. Jednak brak ten z nadmiarem rekompensował jeden nadgorliwy policjant, skutecznie utrudniając wszelkie rozmowy rykiem syreny. Po co? Nie wiem. Ale wyglądało na to, że ubaw miał niezły.

    Nadal trochę mokro, w kilku miejscach nawet śnieg jeszcze zalega. Byczek zaczyna się prosić o mycie.

    Tym bardziej, że wreszcie zdaje się rozwiązywać problem braku amorka we Flajcie. Najwyższy więc czas złożyć go do kupy i zacząć jeździć jak Bozia przykazała.

    P.S. Prędkość maksymalna ostatnio, jak zaczarowana, z regularnością szwajcarskiego zegarka zawsze wychodzi taka sama. Widać Byczkiem po płaskim więcej się nie da...


    Kategoria Masa Krytyczna

    Okolicy rozpoznanie

      d a n e    w y j a z d u 21.70 km 0.00 km teren 01:04 h Pr.śr.:20.34 km/h Pr.max:32.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Niedziela, 21 lutego 2010 | dodano: 01.03.2010

    Nadal, nie ukrywając że pod kątem przyszłego Waypoint'a, zwiedzam okolice Pruszkowa. Rzadko coś, ale zawsze to parę kilometrów...



    Powrót Nocnego Słonia 2

      d a n e    w y j a z d u 56.70 km 0.00 km teren 03:28 h Pr.śr.:16.36 km/h Pr.max:32.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Sobota, 13 lutego 2010 | dodano: 01.03.2010

    Opornie szło wybranie się na tę Nocną.

    Za:
    - w nocy jeździ się fajniej;
    - w grupie jeździ się fajniej;
    - dawno, bardzo dawno nie byłem na żadnej Masie;
    - w ogóle mało coś jeżdżę ostatnio...

    Przeciw:
    - późno jest, człowiek zmęczony, zaspany;
    - grupa grupą, ale co z tego, skoro żadnych znajomych;
    - Masa, jaka jest, każdy widzi;
    - Flajt nadal niesprawny; Byk nie służy do jeżdżenia po mieście.

    To z tych ważniejszych. Ostatecznie przeważyło to, że Jos zgodził się pojechać. Długo Go namawiałem, głupio by było, gdybym teraz sam się nie zjawił.

    Zebraliśmy się, tradycyjnie, pod "Zygmuntem". Dotarłem tam chwilę po północy, jednak nie byłem ostatni. Po dotarciu Josiva ostatecznie uzbierało się dziewięć osób. Tłumek raczej niespory, ale dawało to szansę na rześką jazdę. Tylko... nie było komu prowadzić.

    Dawno żadna Masa nie jechała nigdzie dalej na południe. Wypadło więc tam właśnie się udać, "ogólnie w stronę Okęcia". Ponieważ nikt z obecnych nie kręcił się regularnie w tych okolicach, prowadzenie wypadło na... mnie.

    Poprowadziłem więc, jak umiałem, z grubsza we właściwym kierunku. Wężykiem trochę, bo nudno jest jechać cały czas prosto. Prędkości początkowo niewiele ponad 15 km/h, później podkręcone do 20. Pierwsza króciutka przerwa na Okęciu, przy terminalu nr 2, skąd można obejrzeć nie tylko kilka samolotów, ale także moje byłe miejsce pracy. Stamtąd przeskok koło Petrolotu na Poleczki, i dalej w stronę Ursynowa. Kilka wężyków po osiedlu, i przerwa w Tesco. Całodobowe, ciepłe, miło było odpocząć. W tym miejscu Jos urwał się na metro i do domu.

    Dalej odbiliśmy w drogę powrotną na północ. Po przecięciu Dolinki skręciliśmy w stronę ul. Puławskiej, obejrzeć sobie Skocznię. Smutno wygląda w obecnym stanie, choć generalnie raczej nie była brzydka. Podobno jednak zdarzył się na niej jakiś wypadek "niesportowy", a poza tym mało była używana... Szkoda. Jak wielu rzeczy w tym kraju, które się marnują.

    Po przystanku pod skocznią każdy pojechał w swoją stronę. Znaczy się większość i tak grupkami, ja jechałem sam. Dopiero wtedy zrobiło mi się zimno; zaczęła też dokuczać dość silna senność.

    A w domu czekała już na mnie nagroda - cieplutkie, przytulne łóżeczko...


    Kategoria Masa Krytyczna

    Krótki Pruszków

      d a n e    w y j a z d u 25.40 km 0.00 km teren 01:15 h Pr.śr.:20.32 km/h Pr.max:30.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Niedziela, 31 stycznia 2010 | dodano: 13.02.2010

    Krótki wypad na "Byku" do Pruszkowa, przed wyjazdem autkiem do pracy.

    W sumie połowę powinienem wpisać jako teren - znów dosypało sporo śniegu...

    Dziś, niemal dwa tygodnie po tym wyjeździe, jest dzień Nocnej Masy. Wybitnie jednak nie chce mnie się na nią wybierać. Dół zimowy? Leniuszek? Się okaże...



    Cykloza uśpiona

      d a n e    w y j a z d u 26.60 km 0.00 km teren 01:52 h Pr.śr.:14.25 km/h Pr.max:36.00 km/h Temperatura:-12.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Środa, 13 stycznia 2010 | dodano: 25.01.2010

    Zrobiłem sobie taki teścik:

    Test na Cyklozę

    ze strony innego cyklotyka, Łasicy

    Okazało się, co zresztą było do przewidzenia, że wynik testu (274 punkty) klasyfikuje mnie jako chorego w pełni rozwiniętym stadium choroby. A opis brzmi mniej więcej tak:

    "Leczenie cyklozy jest długotrwałe i często nie przynosi efektów. Niektóre przypadki opanować można odcinając cyklotykowi źródło pieniędzy. Pomóc też może znalezienie choremu zajęcia które utrudni mu spędzanie czasu ze swym pupilem. Szczególnie skuteczna jest stała praca choć i studia niekiedy odnoszą skutek. Niestety w zdecydowanej większości przypadków cykloza jest chorobą nieuleczalną i trzeba mieć nadzieję że ustąpi samoistnie. Czasem efekt przynieść może leczenie poprzez kontakt z motoryzacją, choć jest ryzyko iż doprowadzi to do rowerowego fanatyzmu co jest efektem wręcz odwrotnym do zamierzonego.

    Pamiętać należy, że cykloza jest chorobą przewlekłą i osoba raz zarażona bardzo rzadko wraca do pełnego zdrowia. Niekiedy choroba potrafi pozostawać w uśpieniu wiele lat by po okresie względnego spokoju ponownie zaatakować."


    Zdarzało mi się już mieć kilkuletnie przerwy w jeżdżeniu. Ale zawsze coś mnie na te dwa kółka ciągnie...

    Zima "prawie w pełni" (mróz jest, śniegu jakoś mało...), wybrałem się więc na Bemowo. Znów na byku, Flajt nadal cierpi na brak przedniej nóżki.

    Rezultat:



    Zima jest jednak the best. Szkoda że nie miałem nic, co można by nazwać sprzętem fotograficznym. Komórka to jednak nie to samo...



    Wielka Prz...erwa

      d a n e    w y j a z d u 25.00 km 0.00 km teren 01:26 h Pr.śr.:17.44 km/h Pr.max:27.40 km/h Temperatura:-8.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Wtorek, 5 stycznia 2010 | dodano: 09.01.2010

    Równo miesiąc po ostatnim wyjeździe. Dokładnie w dzień dokonania poprzedniego wpisu.

    Wsiadłem na rower, bo nie zniosłem. Siedzenia.

    Popedałowałem do Panów Serwisantów. W celach technicznych, zanabyć linkę do przerzutki, i pogadać o kilku różnych takich.

    Flajt niesprawny. Amorek, SR Suntour XCR, zmarł śmiercią naturalną. Znaczy naturalnym było, że pode mną umrze, i to raczej wcześniej, niż później. I tak sporo wytrzymał. Niech mu się...

    Chodzi mi po głowie pomysł, aby przełożyć amorek z Byka. Bykiem i tak niewiele jeżdżę; trochę strach to raz, a dwa że na miasto nie bardzo się nadaje. Choć zimowa aura, która wreszcie łaskawa była ruszyć zadek i zawitać do naszego grajdołka, zachęca do nieco ciekawszych rozrywek na dwóch kółkach. Kłopotek jest jeden: z miejsca, w którym mieszkam, wszędzie jest daleko - Kabaty, Kampinos, jakieś większe laski czy parki - ładnych kilka(naście) kilometrów. Poza tym równo jak stół...

    P.S. Dziś, a minęło już cztery dni od tego wyjazdu, śnieg pada od rana. I ma padać jeszcze jutro, i może pojutrze nawet. Oj, chyba znów nie zdzierżę...

    P.P.S. Ma ktoś może na zbyciu kawałek używanego amorka? Tylko takiego ciut lepsiejszego, Tora jakaś, Reba może... koniecznie na pompkę, niestety. Chętnie zaopiekuję się czymś takim...