• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Znów efekt "Miętkiej D...."

      d a n e    w y j a z d u 22.77 km 0.00 km teren 01:15 h Pr.śr.:18.22 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Niedziela, 13 marca 2011 | dodano: 18.03.2011

    Drugi dzień pięknej pogody stał się też drugim dniem na rowerku. Dystans nieco większy w czasie niemal takim samym.

    O trasie rozwodzić się nie będę - nie jechałem tam "odkrywać nowych lądów, ani z obcych planet uszczknąć gruntu gramów". Po prostu wracam do zwyczaju, ot co. Boleśnie, należy dodać. Nie to, żebym się wyrżnął, czy zderzył, nic takiego. Ale takie jedno miejsce na ciele długo mi nie wybaczy...

    A wszystkiemu winna - wiem to aż za dobrze - zbyt długa przerwa. Teraz pogoda się rypie, parę dni wolnych będzie, to może przejdzie.

    Na pocieszenie kilka wiosennych fotek - gdy ja zamęczałem swoje "cztery", Kasia wzięła Decybela do parku.



    Czasem, szczególnie gdy Kasia w pracy, własnie na Decybela zwalam odpowiedzialność za moje "przerwy". Ciekawe tylko co mi zrobi, jak się o tym dowie?...



    A Bike is Reborn

      d a n e    w y j a z d u 16.06 km 1.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:16.06 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Sobota, 12 marca 2011 | dodano: 13.03.2011

    I, przyznaję szczerze, najwyższy #*&%$ czas!

    Nie jest prawdą, że rowerek "narodził się" dopiero teraz. Wszak już dwa (dość odległe w czasie) wyjazdy się na nim odbyły, z dość pozytywnym rezultatem zresztą. Pora jednak coś niecoś o samym pojeździe napisać, jako że brak mu było dotychczas właściwego przedstawienia.

    Pojawienie się w otoczeniu Słonia nowego roweru, zwłaszcza w tym jakże trudnym finansowo okresie, wywołane było palącą (tak się przynajmniej wydawało) potrzebą wypełnienia pewnej znaczącej luki w dostępnych środkach transportu. Ubytek ten zaistniał w wyniku nie pierwszego już, trwałego uszkodzenia struktury poprzedniego roweru - Flajta - stanowiącego dla mnie podstawowy środek transportu i rozrywki w terenach innych, niż górski.

    Rower narodził się poprzez "operację przeszczepu kręgosłupa": prawie wszystkie pozostałe komponenty pochodzą z poprzednika; o jednym jedynym wyjątku będzie za chwileczkę. Dodać należy, iż "przekładka" była doskonałą okazją sprawdzenia stanu tychże; wnioski również w dalszej części artykułu.

    Teraz o tym, co się zmieniło, czyli "kręgosłup":



    Korzenie tej konstrukcji, dla znających temat choć trochę, są dobrze znane. Wyroby producenta ramy, firmy GT Bicycles, znane i rozpoznawalne są przede wszystkim poprzez charakterystyczne rozwiązanie górnego węzła, tzw. "trzeciego trójkąta". Taka forma połączenia ma podnosić przede wszystkim sztywność całej konstrukcji; trudno jest mi określić, w jakim stopniu osiągnięto w tym względzie sukces. Mnie natomiast do tego wyboru przekonał inny nieco detal tego samego elementu, widoczny na zdjęciu poniżej:



    Jak widać, to miejsce, które zawiodło w obu poprzednich wypadkach, tutaj wygląda zupełnie inaczej. Rura podsiodłowa nie jest dospawana "na styk" do górnej, lecz przechodzi przez nią "na wylot"; pozwala to zarówno zwiększyć powierzchnię łączenia, jak i równomiernie rozłożyć przeniesienie obciążeń pomiędzy tymi elementami. Dodatkową "atrakcją" jest fakt, że "rozcięcie" umożliwiające zaciśnięcie rury na sztycy nie znajduje się - jak w większości znanych mi konstrukcji - z tyłu, w miejscu największych nacisków przenoszonych przez sztycę, lecz z przodu, gdzie obciążenie jest praktycznie zerowe.

    Nie wiem, czy to rozwiązanie na pewno będzie w stanie poradzić sobie ze wszystkim, czym ramę tą Słoń w niedługim czasie potraktuje; jeśli jednak zawiedzie, to wszystko inne też.

    Geometrycznie rama jest niemal identyczna z poprzednią. Po złożeniu razem dolnych powierzchni główki i tylnych osi obu (już sam fakt, że się dało, zasługuje na odnotowanie), pozostałe kluczowe elementy - położenie osi supportu oraz wysokość i kąt nachylenia rury podsiodłowej - nie różniły się więcej niż 3 mm. Nie spodziewam się więc żadnych odczuwalnych różnic w "charakterze" nowego pojazdu, szczególnie że i ciężar całości wyszedł niemal dokładnie taki sam. Tutaj więc żadnych niespodzianek nie będzie.

    To, co jednak było zaskoczeniem, i wymusiło zakup nowego komponentu, to wysokość główki ramy. Okazała się ona wyższa o dokładnie 15 mm od opisu sprzedawcy (zakup w sieci) oraz, identycznego z opisem, tego samego wymiaru we Flajcie. Jak wiadomo zaś, wymiar ten jest kluczowy przy doborze pewnych innych parametrów, szczególnie długości rury sterowej widelca. Już w poprzedniej ramie wystawał on niewiele - podkładki pod mostkiem miały ledwie 13 mm. Z prostej kalkulacji widać więc, że bez podjęcia odpowiednich kroków nie dałoby się (a ściślej - dałoby, ale z niebezpiecznie wysoko założonym mostkiem) wykorzystać dotychczasowego amortyzatora. Po pewnych kłopotliwych poszukiwaniach udało się jednak znaleźć rozwiązanie - łożyska sterowe, które znacznie mniej wystawały z główki ramy. W rezultacie tego jedyną - poza ramą - zmianą w nowym rowerze są "stery" firmy FSA, o wdzięcznej nazwie... i tu zagwozdka, bo jakiejś lotniczej, ale nie ma ich już w sprzedaży (poprzedni rocznik czy cuś...), więc nie mogę sprawdzić żeby sobie przypomnieć. W każdym radzie działają.

    Samo przekładanie całej reszty było "czystą" przyjemnością. Trochę szmatką tu, trochę smaru tam... "warsztatowe igraszki" w sterylnej postaci. Największe przejścia miałem z doborem długości pancerzy linek, bo przecież z ramą nie było "wzorca", z którego można by ściągać. Po pierwszych wyjazdach okazało się, że odcinki przy samej kierownicy zostawiłem stanowczo zbyt długie, co nie dość że psuło efekt estetyczny i użytkowy, to jeszcze... utrudniało ruchy kierownicą! Na szczęście wszystko już wróciło na miejsce.

    Wyjazdów rowerek odbył już trzy, we wszystkich spisując się względnie nieźle. Owszem, to i owo się jeszcze regulowało, ale na to nie ma rady. Żeby coś "dopieścić", trzeba to najpierw sprawdzić. Okazało się przy okazji, że tylna przerzutka - wysłużony już (6k km) LX - jest już tak pogięta i rozklepana, że nie pozwala korzystać z dwóch największych zębatek. Cała reszta jak na razie radzi sobie nieźle - nawet przednie Alivio, po którym nie spodziewałem się aż takiego przebiegu.

    Z tą tylną przerzutką to też trochę kłopot. W sumie można wymienić, ale... w tym rowerze napęd jest nadal 8-rzędowy (kaseta również LX, ale wymieniana nie tak znowu dawno). W sumie można jeszcze nabyć takie, ale... no właśnie, wiecznie dostępne nie będą, szczególnie w grupach o "wyższej" wytrzymałości, czyli niezbędnych dla spokoju ducha wymagającego jednak Słonia. No ale przecież przejście na "9" nie jest takie proste - wymaga wymiany: piasty koła, kasety, przerzutki i manetki co najmniej; dobrze by było wymienić też łańcuch, a dalej drugą manetkę i przerzutkę. A na takie fanaberie pozwolić sobie na razie nie mogę.

    I tyle by tego było. Sam wyjazd, poza tym, że w ogóle się odbył, niczym szczególnym się w historii nie zapisał. Ot, taki "spacer po mieście", żeby trochę rozruszać stare kości po nieprzyzwoicie długiej przerwie; sprawdzić dopasowanie ciuszków, czy aby po zimie nie zrobiły się tu i ówdzie przykuse; no i przede wszystkim odetchnąć świeżym rześkim powietrzem, póki jeszcze można - wiosna zdaje się galopować dziwnie prędko w tym roku, i ani się człowiek zorientuje, a znów będzie nieludzki upał...

    Więcej ciekawostek z życia "ssaków wielkich" obiecuję następnym razem.


    Kategoria Jazda Próbna, Warsztatowe Igraszki

    Powtóreczka w towarzystwie

      d a n e    w y j a z d u 15.80 km 0.00 km teren 00:38 h Pr.śr.:24.95 km/h Pr.max:34.00 km/h Temperatura:11.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Wtorek, 9 listopada 2010 | dodano: 09.11.2010

    Tak jak poprzednio, ale z wyjątkiem.

    Kolegów tu mam takich dwóch, z czego jeden nie dość że pochodzi z rodzinnych stron Kasi, to jeszcze na rowerze jeździ. Nawet trzyma tu jednego. A że młodszy od Słonia prawie dekadę i szczuplejszy prawie połowę, wymiana leciutkich uszczypliwości była niemalże normalna i oczywista. Oczywiście też przyjmowałem je wszystkie z wrodzonym, ale i przez lata doświadczeń doszlifowanym jak diament spokojem. Wiedziałem, że gdy przyjdzie pora, wszystko się samo wyjaśni.

    Cała akcja była szybka jak cios między oczy: ja wcinam kilo sałatki jarzynowej (z majonezem), oni się pakują na dłuższy wyjazd. Jedna docinka o wadze, druga o kaloriach, szybka cięta riposta "to co, jedziemy?" i nie miał już biedak wyjścia.

    Na to, że mu rurka zmięknie jak wyjmę swoje ciuszki byłem przygotowany. Na to, że zdziwiony będzie brakiem odgłosów pracy rowerka też. Ale to, że musiałem zwalniać nawet przy zjazdach, żeby bidak płuc nie wypluł - o, to mnie, przyznam szczerze, zaskoczyło bardzo. Pozytywnie bardzo :) Jego zresztą też :D

    I tak dobrnęliśmy spokojnie do domciu. Bez większych wrażeń. I już mnie tęskno do więcej...



    Rower - Reinkarnacja

      d a n e    w y j a z d u 15.70 km 0.00 km teren 00:37 h Pr.śr.:25.46 km/h Pr.max:35.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Czwartek, 14 października 2010 | dodano: 03.11.2010

    Tytuł tajemniczy, co nie? Ale na razie musicie się tym zadowolić.

    Aby podsycić ciekawość dodam, że rower, którym jechałem, to nie Byk - średnia trochę na niego za duża, nawet po asfalcie. I nie Flajt - ten już niestety istnieje tylko we wspomnieniach. Więc co?...

    O tym dowiedzą się misiaczki w następnym odcinku.



    Pętelka nad rzeczką

      d a n e    w y j a z d u 13.00 km 11.00 km teren 01:12 h Pr.śr.:10.83 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Czwartek, 22 lipca 2010 | dodano: 02.11.2010

    Rzeczka się Świder nazywa. W Józefowie jest, tuż za Warszawą. Wycieczka z Decybelem na świeże powietrze. Dobrze jest mieć taką Kasię, co to w zadek kopnie i zmusi do zabrania rowerka.

    Traska krótka, choć ciekawa. Nawierzchnia głównie piaszczysta, choć czasem pomagają korzenie. Jest tam nawet szlak rowerowy, choć oznaczony tak beznadziejnie, że prawie wcale.

    A i tak najlepsza była... woda w rzeczce :)



    "Pożegnanie"

      d a n e    w y j a z d u 57.20 km 23.80 km teren 03:40 h Pr.śr.:15.60 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Środa, 7 lipca 2010 | dodano: 02.11.2010

    Wiedziałem już, że opuszczam Warszawę. Nie wiedziałem, na ile, jak szybko, jak poważnie... Wybrałem się więc z Jośkiem na "pożegnalny" przejazd przez Kampinos.

    Na początek fotka, jak obecnie wygląda Byczek. Zdjęcie koszmarnie nieostre itd., ale innego na razie nie mam:



    Spotkaliśmy się w znajomym już Łosiowym Miejscu Spotkań. O dziwo dotarłem tam dokładnie tak jak zaplanowałem, przy okazji prowadząc dalszą część testów amorka, tym razem w konfiguracji "łatwe płaskie bezdroża" - odblokowany, na małym skoku. I wiecie co? Po płaskim mały skok nie przeszkadza. Tylko przy zjazdach potrzeba mu tych 140mm, w pozostałych przypadkach można i dobrze jest zmniejszyć. Zwłaszcza na podjazdach. Chociaż na dużym skoku wygląda znacznie... poważniej?

    Zjechaliśmy różne miejsca, różne drogi, bagienka, śliskie korzenie, kostka brukowa, piasek... jak ja nie cierpię piachu... Strasznie mi dał w kość ten wyjazd. I Josiek. W ciągłym treningu, często po Kampinosie... A ja, leń ostatni paskudny, ostatnio prawie nic... No i mam wymówkę - wspomnianego już wcześniej Decybela:



    Z dodatkowych atrakcji wymienić należy wizytę na Cmentarzu, odkrycie nowego gatunku owada (Komar Kampinoski Wielki) oraz... zdechnięcie bateryjki w liczniczku pod koniec wyjazdu.

    Czym się, Kampinos. Do kiedyś!



    Coś się kończy...

      d a n e    w y j a z d u 30.70 km 2.00 km teren 01:17 h Pr.śr.:23.92 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Poniedziałek, 5 lipca 2010 | dodano: 02.11.2010

    Na skutek pewnych Poważnych Perturbacji Personalnych ostatni raz jechałem do tej pracy niewiele ponad miesiąc po jej rozpoczęciu. Jak na ironię - pierwszy raz na rowerze. W dodatku, ze względu na "niedomaganie" Flajta - na Byku. Dobra to okazja, żeby nowy amor na wyboistej gruntówce sprawdzić. Komentarz zbędny.

    W drodze powrotnej przerwa na Mac'a. Poza tym bez wrażeń. Z tą nóżką byczek naprawdę nabrał charakteru. Aż miło. Nawet po asfalcie.



    Powtórka z "rozrywki"

      d a n e    w y j a z d u 28.48 km 1.00 km teren 01:05 h Pr.śr.:26.29 km/h Pr.max:40.30 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Niedziela, 27 czerwca 2010 | dodano: 01.07.2010

    W tygodniu zawsze jest milion powodów, aby pojechać do pracy samochodem. Szczególnie teraz, gdy pojawił się Decybel. Pojechałem więc w niedzielę. Oto, co odkryłem u celu mojej podróży:





    Czy czegoś to wam nie przypomina? Bo mi i owszem.

    Ponieważ udzielona wówczas przez producenta odpowiedź, szczególnie w zakresie podejścia do przyszłych roszczeń gwarancyjnych, nie pozostawiła zbyt wiele złudzeń, ogłaszam niniejszym co następuje:

    POSZUKUJĘ:

    - ramy rowerowej "górskiej" (trail, XC, ewentualnie AM), sztywnej (bez amortyzacji tyłu), mocnej, idealnie Cr-Mo (Alu z wybitnie dobrymi opiniami też może być), za "psie pieniądze";

    oraz/lub

    - dobrego (optymalnie wieloletnie doświadczenie, również w zakresie rowerowym) spawacza aluminium w okolicach Warszawy.

    Do czasu rozwiązania "problemu" zawiesza się wyjazdy na Flajcie.

    Smutno.


    Kategoria Wypadki, Usterki, inne Zdarzenia

    Nowej do pracy trasy objeżdżanie

      d a n e    w y j a z d u 30.29 km 2.80 km teren 01:13 h Pr.śr.:24.90 km/h Pr.max:37.50 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Niedziela, 30 maja 2010 | dodano: 03.06.2010

    Nowej pracy zdobycie należało uświetnić wyjazdem na rowerze. Oczywiście żeby sprawdzić, czy da się wykorzystać go do regularnych dojazdów. I co?

    I się da. Nawet fajnie, w miarę szybko, raz tylko przekroczyć trzeba krajową ósemkę, a poza tym... Było by cudnie, gdyby nie Suchy Las. Wioska taka. Było już o niej. Ten, kto nadał jej nazwę, musiał cierpieć na ból brzucha chroniczny co najmniej.

    Tym razem było w miarę sucho, bo przez tydzień wcześniej prawie nie padało. Ale teraz... od tygodnia znów pada codziennie. Na razie więc nie ryzykuję. Ale już wiem, że się da.

    I o to chodziło.

    Max speed wykręcony własnymi nóżkami. W ogóle trasa tak fajna, że można spory kawałek przejechać ponad trzydziestką. A może to ja taki dobry jestem?...



    Oblot po przeglądzie

      d a n e    w y j a z d u 30.27 km 5.70 km teren 01:26 h Pr.śr.:21.12 km/h Pr.max:34.90 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Sobota, 29 maja 2010 | dodano: 29.05.2010

    Doczyściłem Flajta. Nie było z tym dużo roboty, ale i czas nie rozpieszczał nadmiarem.

    Przede wszystkim rozebrałem główne komponenty (koła, siodełko, łańcuch, korby i support), aby dało się to porządnie umyć w wannie. Bardziej rozbierać nie było potrzeby - tym razem aura na trasie maratonu nas oszczędziła. Oczywiście starannie przemyłem napęd, łącznie z odtłuszczaniem i ponownym smarowaniem; reszta jednak obyła się o wodzie i szmacie. Z części nie zdjętych z roweru szczególnie potraktowałem tylko zadnią przerzutkę - szkoda by było rolkami zawalonymi starym smarem upaćkać czyściutki łańcuch.

    Wybrałem się na północ, na Bemowo, do Kasiowej pracy. Na kawkę. Przyjemnie było znów odwiedzić normalne lotnisko. Na czas pogaduszek rowerek postawiłem pod ścianą, ale za to w zacnym towarzystwie:



    Dalej pojechałem wokół lotniska, przez lasy, poszukując wygodnej drogi z "łosiowego miejsca spotkań" (do którego jakoś regularnie nie udaje mi się trafić) na południe. A w zasadzie drogi odwrotnej, ale w ten sposób szuka się łatwiej :) I znów trochę porypałem, końcówkę leśnej drogi zaliczając ścieżką wzdłuż jakichś torów. Znaczy "ścieżką" raczej, bo choć na pewno tam była, to chyba nie pamiętała już żadnego roweru. A i pieszych nieszczególnie.

    Reszta to już asfalty, prawie dokładnie na południe - z niewielkim błądzeniem po "starym" Ursusie - do domku. Oblot się udał, wszystko gra jak należy. Na dziś wystarczy.


    Kategoria Warsztatowe Igraszki