Mizera...
d a n e w y j a z d u
15.63 km
0.00 km teren
00:48 h
Pr.śr.:19.54 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Mizera...
Dzisiejszy wynik jest tak mizerny, że nawet nie ma o czym mówić. Ale za to mam buciki! Poza tym tylko garsteczka danych:
805 kcal, w obie strony 60%. Nie wiem, czy uda się więcej. Ale będę próbował.
Wizyta u zapomnianej...
d a n e w y j a z d u
29.01 km
0.00 km teren
01:21 h
Pr.śr.:21.49 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Wizyta u zapomnianej...
Zaniedbałem Syrenkę. Oj, jak ja haniebnie Ją zaniedbałem. Koniecznie więc musiałem Ją dziś odwiedzić. Zresztą i tak ostatnio mało jeździłem "turystycznie", poprzestając li tylko na dojazdach do pracy. Błąd. Już naprawiony.
Ponownie dojechałem dziś do owego zadziwiającego mostu, gdzie na górnym poziomie jeżdżą samochody, na dolnym zaś tramwaje i rowerki. Zresztą, jak się dziś zorientowałem, przechodzi tamtędy rowerowy szlak turystyczny (czarny). Mostek ten wygląda mniej więcej tak:
W drodze do mostku zboczyłem trochę do Parku Praskiego, ale mimo iż strasznie mi się podobał, nie znalazłem w nim żadnego miejsca, które nadawałoby się na ładne zdjęcie. Ładne zdjęcie zaś udało mi się zrobić na wspomnianym wyżej moście, a wyglądało tak:
Zresztą w owym parku trochę się zgubiłem, i dłuższą chwilę zajęło mi odnalezienie właściwej drogi - czyli na zachód.
Następnie wzdłuż lewego brzegu Wisły, tyle że "pod prąd", udałem się do mojej znajomej - Syrenki. Dziś wyglądała ślicznie w świetle zachodzącego słońca. Jej buzia po prostu mnie urzekła. Zresztą popatrzcie sami:
Czyż można się nie zakochać?
Magiczny Liczniczek podsumował wyjazd tak: 1500 kcal i 55%. Jednak wkradł się tu pewien dość istotny błąd, gdyż na odcinku od mostu do Syrenki liczniczek nie mierzył tętna, a więc zapewne nie dodawał kolejnych spalanych gramów i nie uwzględnił ich w średniej. Trochę szkoda, że to przeoczyłem. Będę zwracał większą uwagę.
Korzystając z dobrej woli prof. Google namierzyłem sklep z bucikami, które by mnie interesowały. Okazało się, że jest... dwie ulice od mojego domku :-) i na szczęście jest czynny do 20, więc będę mógł się do niego pofatygować po pracy. Od jutra więc znacznie powinien poprawić się komfort moich "podróży". O ile w sklepiku będzie rozmiar "kajak+"...
Leń
d a n e w y j a z d u
22.69 km
0.00 km teren
01:02 h
Pr.śr.:21.96 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Leń
Tym razem wylazło ze mnie lenistwo. Ale fajnie było :-)
1216 kcal, w obie strony 55%.
Jak nie urok...
d a n e w y j a z d u
26.78 km
0.60 km teren
01:15 h
Pr.śr.:21.42 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Jak nie urok...
Do pracy zaspałem. Po pracy zasypiałem na stojąco. Dla własnego więc bezpieczeństwa skróciłem wyjazd.
1394 kcal, 55 i 60%. Najwyraźniej wyższe procenty wychodzą przy bardziej równomiernej jeździe (max bpm możliwie zbliżone do średniego).
Mała sztuczka
d a n e w y j a z d u
39.32 km
0.00 km teren
01:50 h
Pr.śr.:21.45 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Mała sztuczka
"Jutro" z poprzedniego wpisu nie weszło w życie z powodu pogody.
Tym razem byłem strasznie przebiegły. Wyjechałem do pracy 40 minut wcześniej niż zwykle, i udałem się w przeciwnym kierunku :-) Po 5 km zawróciłem i już bez zbędnych manewrów (no, może poza przejazdem przez Ursynów) udałem się w stronę celu podróży. Tym oto magicznym sposobem ponownie rozciągnąłem przestrzeń między moim domem a miejscem pracy, osiągając łącznie niemalże równe 40km.
Chciałem tę sztuczkę powtórzyć w drodze powrotnej, ale byłem zbyt zmęczony. Może następnym razem.
Łącznie 2188 kcal, w jedną stronę 45%, w drugą 60%. Muszę przyznać, że powrót był znacznie bardziej równy. W drodze "tam" zdarzył mi się krótki moment, gdy dociskając dość zdrowo podniosłem tętno ponad 170 bpm (przy czym wyraźnie czułem, jak uchodzi ze mnie chęć do życia i reszta wody), wracając zaś raz że miałem znacznie bardziej pustą drogę, a dwa że zadbałem o brak "przystanków". Może tu jest klucz do sukcesu, wyrażonego wzrostem procencika?
Jeszcze kilka testów trzeba będzie zrobić. Cel - regularne utrzymywanie 70%. A przy okazji: znów podniosłem sobie zakres tętna. Teraz górna granica to 150 bpm. I to chyba jest to, co mi odpowiada - nie muszę się jakoś szczególnie hamować, ale też nie mam potrzeby zbyt mocno deptać. Ot, tak, jak być powinno. I na razie tak zostanie.
Jazda próbna 2
d a n e w y j a z d u
27.28 km
1.00 km teren
01:15 h
Pr.śr.:21.82 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Znowu byłem na zakupach :-) Tym razem nieco zaszalałem, bo poza plecaczkiem z workiem wielbłąda i trzema T-shirtami (o dziwo, był mój rozmiar) zanabyłem Magiczne Urządzenie Elektroniczne o wdzięcznej nazwie "Monitor Pracy Serca". Nadal stanowi ono dla mnie zagadkę, ale to i owo dało się zauważyć, i wnioski wyciągnąć.
Na trasę przejazdu próbnego ponownie wybrałem ścieżkę wzdłuż Wału, do ul. Romantycznej; głównie ze względu na brak skrzyżowań i innych tego typu atrakcji, dzięki czemu można było utrzymywać stałą intensywność jazdy lub dowolnie ją zmieniać.
Posiłkując się informacjami zawartymi w materiałach dołączonych do tego ustrojstwa, zdecydowałem w pierwszej części wycieczki utrzymywać tętno w zakresie 135-140 bpm. Przyznać muszę, że nie wymagało to zbyt dużego wysiłku, jazda była raczej spokojna. Tego się zresztą z grubsza spodziewałem, jednak pod koniec tego odcinka uznałem, że to chyba troszeczkę za nisko. Ostatecznie Wynalazek Elektroniczny podsumował pierwszą część wyjazdu "ilością 660 Kcal spalonych, z czego 50% pochodziło z tkanki tłuszczowej". Niech mu będzie.
Nad Wisłą spędziłem dobrych 15-20 minut, aby uspokoić serduszko przed następną próbą. Przy okazji niejako popełniłem taką oto fotkę:
...na której to fotce bardzo ładnie widać mój nowiuśki plecacek :-)
Droga powrotna. Tutaj, pomny doświadczeń z poprzedniego odcinka, podniosłem sobie "zakres docelowy" do 140-145 bpm. Jakież było moje zdziwienie, gdy się okazało, że tym razem utrzymanie się w zakresie, pomimo jego podwyższenia, wymagało... mniejszego wysiłku! Niby to tylko moje subiektywne odczucie, ale tym razem bez żadnych "trudności" utrzymywałem górne wartości docelowego zakresu; więcej nawet, wystarczyło się lekko "zagapić", a już tętno podskakiwało do 155! No i teraz nie wiem, czy to normalne, czy ja coś naknociłem... Druga część wyjazdu podliczyła się ilością 770 Kcal, oraz najbardziej mnie interesującym procentem w wysokości 55. Ciekawe.
Oczywiście zdaję sobie sprawę z faktu, iż wyliczane przez owy Wynalazek wartości są raczej orientacyjne niż ścisłe, jednak jakieś tam pojęcie dają. Teraz tylko trzeba przeprowadzić jeszcze kilka testów, aby procencik wywindować w górę, a potem znów trzeba będzie wybrać się na zakupy. Tym razem po wagę :-)
Okazja do testów już jutro - kolejny wyjazd do pracy. Jednak jeśli pogoda się nie uspokoi, to chyba będę musiał odkurzyć samochodzik...
P.S.
A z takich ciekawszych incydentów to na dróżkach gruntowych na końcu ul. Romantycznej minął mnie taki jeden biker, wyraźnie bardziej "zaangażowany" niż ja. Zresztą "minął" to grube niedopowiedzenie - śmignął jak przecinak, zostawiając za sobą jeno mgliste wspomnienie czerwono-jakiegoś ubranka i chmurę kurzu! Jedyne, co udało mi się dokładniej zaobserwować, to dynamiczna i precyzyjna praca przedniego amorka w Jego rowerku... Ufff... I niech mi ktoś teraz powie, kiedy ja tak będę jeździł?
Kategoria Jazda Próbna
Mało...
d a n e w y j a z d u
26.49 km
0.00 km teren
01:11 h
Pr.śr.:22.39 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Mało...
Dziś wracało się z pracy bardzo przyjemnie. Droga pusta, chłodek, słaby wiaterek... Aż szkoda, że droga do racy jest taka krótka. Zdecydowanie było tego za mało.
A poza tym pora wybrać się do jakiegoś sklepiku uzupełnić wyposażenie.
Przemyślenia...
d a n e w y j a z d u
26.56 km
0.00 km teren
01:14 h
Pr.śr.:21.54 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Przemyślenia...
Dlaczego wyjazd rowerem do pracy różni się od wyjazdów rekreacyjnych?
W drodze do pracy zwykle nie muszę się jakoś szczególnie śpieszyć. Wyjeżdżam na tyle wcześnie, aby bez problemu dojechać na miejsce utrzymując moje zwykłe, "wycieczkowe" tempo; nawet zostawiam sobie niewielki zapas na "nieprzewidziane wypadki". A nawet gdybym spóźnił się kilka minut, charakter mojej pracy i układ z bezpośrednim przełożonym zapewnia całkowitą bezstresowość podejścia do takiej sytuacji. Krótko więc, w żołnierskich słowach: pełen luz, jak przy wypadzie na ryby.
Więc gdzie tu różnica?
Różnica jest w podejściu do takiego przejazdu. Jadąc do pracy wiem, że choć mam pewien zapas, nie mogę go tak po prostu roztrwonić. Wiem, że muszę być na określoną godzinę; że ktoś tam liczy na to, że będę, choćby nawet najbardziej niefartowny wypadek zdarzył się trzysta metrów od celu.
Więc cisnę. Nie zwalniam luzacko na zjazdach, tylko wykorzystuję je do nabrania tempa i oszczędzenia kilku następnych sekund. Nie zrzucam biegu na podjazdach, szczególnie krótkich czy niezbyt stromych, tylko staję na pedałkach, aby pokonać je możliwie szybko i zaraz o nich zapomnieć. Nie wlokę się za jakąś blondyną idącą środkiem alejki rowerowej, tylko sprawnie wymijam ją po trawce (choć tego nie lubię, na co dzień szanuję zieleń).
Co z tego mam, poza przepoceniem ciuchów? Satysfakcję :-) Nic nie wpływa na mnie lepiej niż pojawienie się w pracy przed kierownictwem :-D A tak serio, wydaje mi się (i chyba nie bezpodstawnie), że takie mniej lub bardziej wymuszone utrzymywanie stałego, ponadprzeciętnego tempa skutkuje bardziej wydajnym (bo ciągłym), a jednocześnie bardziej znośnym (bo równomiernym) treningiem.
Zresztą nie oszukujmy się, to moje "ciśnięcie" i "stawanie" nie jest jakimś kosmicznie wielkim wysiłkiem; chodzi raczej o to, że bardziej nie pozwalam sobie na "odpuszczanie". Przecież nie mogę przyjechać do firmy totalnie wykończony, bo przede mną bite 12 godzin pracy bądź co bądź fizycznej. No i powrót do domu...
Oczywiście mogę się mylić. Może znajdzie się ktoś, kto myśli inaczej. Chętnie wysłucham jakiejś mniej lub bardziej fachowej opinii czy porady, która pomogłaby mi usprawnić moją "pracę nad sobą". Ale ja efekty widzę. Choćby dziś: tym razem w obie strony jechałem przez Poleczki, rozciągając moją drogę dom - praca - dom z minimalnych 15 do ponad 26 km. A w planie dalsze "rozciągnięcia".
Poza tym, gdyby nie praca, to pewnie w ogóle miałbym dłuższą przerwę w jeżdżeniu. Niestety aura nie dopisuje ostatnio, a ja nadal nie mogę znaleźć pasujących na mnie (czyli od XXXL wzwyż) ubranek typowo rowerowych. Zwłaszcza na "trochę słabszą" pogodę.
A może ktoś wie, gdzie takie znajdę?
Przejazd podwójnie użyteczny
d a n e w y j a z d u
22.06 km
0.00 km teren
01:08 h
Pr.śr.:19.46 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Przejazd podwójnie użyteczny
Po pierwsze: jak zwykle o tej porze, kurs z domciu do pracki i nazad.
Po drugie: wykonałem test operacyjny polarka w warunkach rzeczywistych. Wynik: bdb.
Byłem również logistycznie przygotowany do testów operacyjnych kurtałki przeciwdeszczowej, ale akurat nie padało.
Koniec wpisu.
Jak co dzień
d a n e w y j a z d u
20.94 km
0.00 km teren
01:01 h
Pr.śr.:20.60 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Jak co dzień
Znów kurs do pracy, znów dojazd "po prostej", powrót przez Poleczki. Nic nadzwyczajnego poza tym, że goniłem jedną burzę, uciekając przed inną. Ostatecznie obie "poszły bokiem", więc nie ma się czym zachwycać. Ot, kolejne kilometry do kolekcji.