"WOW", czyli jak to biją się kolejne rekordy
d a n e w y j a z d u
29.13 km
10.20 km teren
01:09 h
Pr.śr.:25.33 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
"WOW", czyli jak to biją się kolejne rekordy
O, ludziska, co to była za jazda...
Znów zdecydowanie zbyt wiele dni bez rowerka. Dziś wreszcie znów zgrały się wszystkie czynniki wymagane do wykonania wyjazdu. No to pojechałem. Po "bandzie"...
Jechało się lepiej niż kiedykolwiek! Takiej jazdy, takiej przyjemności i takich wrażeń życzyłbym sobie i wszystkim innym na każdym jednym wyjeździe! Po prostu sama radość. Opory żadne, rower cichy, brak jakichkolwiek niedostatków regulacji, po prostu nic, co mogłoby mi przeszkadzać. Tylko ja, rower i droga...
A droga wcale nie była dziś prosta i łatwa. Oczywiście znów "grany był" Lasek Kabacki, tym razem "na wyczucie" błądziłem sobie po alejkach w lesie. Alejki nie były dziś w najlepszym stanie: mokre, miękkie, czasem z kałużami, czasem z gałęziami itd. No cóż, kilka dni padało, i to całkiem nieźle.
Ale i tak jechało się dobrze. Tym razem, choć raczej na skutek kilku dni wypoczynku niż kolejnych ingerencji w mechanikę pojazdu, utrzymywałem stale tętno w zakresie 160-170 bpm. Nie wiem, czy pamiętacie, ale nie tak dawno temu jazda w tym zakresie momentalnie mnie wykańczała. Dziś jednak... było tak przez większość czasu, w tym niemal nieprzerwanie właśnie w czasie jazdy po lesie.
Z ciekawostek: zdarzyła mi się mała "niespodzianka". Omijając jedną z kałuż oraz dwóch rowerzystów jadących z przeciwnego kierunku jednocześnie wpadłem w dość poważny poślizg. Nie zdążyłem hamulców dotknąć, a czuję, że mnie tył spod tyłka gdzieś uciekł... no i chwila, moment, depnięcie w pedałka, który oczywiście nie pozwolił podeprzeć się nogą, bo jej nie puścił, i.... jadę dalej? No jak? Przecież powinienem leżeć i wyć! Byłem w szoku, takie zdziwko to mi się rzadko trafia...
W drodze powrotnej (znów nie wiem jak, ale znalazłem się w Konstancinie) mijałem całą masę rowerzystów. Początkowo zacząłem podejrzewać, że omija mnie jakaś impreza, ale nie... Po prostu znowu wyszło słońce...
Pora więc przejść do rekordów. Szanownych zebranych proszę uprzejmie o zwrócenie uwagi na średnią prędkość zamieszczoną w nagłówku tej wiadomości. Ładnie? Też się cieszę :-)
Resztę powie wynik z Magicznego: 1723 kcal, 30% (!), tętno maks 183 i średnie 163 bpm. Przez długi czas po zatrzymaniu pod domem nie mogłem normalnie myśleć. A że wieczór był już chłodny, parowało ze mnie jak z beczki wrzątku na mrozie...
Techniczny...
d a n e w y j a z d u
12.33 km
0.00 km teren
00:31 h
Pr.śr.:23.86 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Techniczny...
Dziś tylko przejazd techniczny na "rzucenie okiem" i przesmarowanie w serwisie. I co się okazało? Że flaczek w tylnej oponce jest nie tylko zauważalny, ale prawie tragiczny! Po uzupełnieniu tego braku, zanabyciu smarowidła do łańcuszka i przydługiej rozmowie z Panami Serwisantami (miłośnicy lotnictwa się znaleźli, cholewcia...) wróciłem do domciu.
Ale co to był za powrót! "Trzydziestka" z licznika nie schodziła! Kurczę, jak to niewielkie zmiany potrafią wiele zmienić! Aż się nie mogłem nacieszyć! Szkoda, że pora późna, a droga powrotna taka krótka...
ML: 700 kcal, 60%.
P.S. Jutro mijają trzy miesiące od nabycia rowerka. Żadnych usterek, tylko obsługa bieżąca. To cieszy. Chyba trzeba będzie to jakoś uczcić...
Koniec baterii?
d a n e w y j a z d u
26.58 km
0.00 km teren
01:15 h
Pr.śr.:21.26 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Koniec baterii?
Nawet przeciętnie uważny obserwator z pewnością zauważył, że od kilku wpisów osiągane przeze mnie prędkości średnie są, jakby to ująć... niesatysfakcjonujące. Czasem nawet wręcz tragicznie. Jak do tej pory udaje mi się znaleźć dobre wymówki dla tego stanu rzeczy, ale i tak jest to mocno niepokojące...
Zaczęło się od Megawycieczki. Najpierw długość drogi, później wypady "w teren", dalej przeszkadzający "zagubieni", wreszcie jazda w dzikim tłumie. Dziś pora przyszła na złośliwość aury, a konkretnie wiatr, który jak wiadomo "zawsze biednemu w oczy"...
Niedługo po zakupie super-pedałków prędkości osiągane przeze mnie nieco wzrosły. Teraz spadły poniżej poprzednich. Z pewnością przykłada się do tego lekki flaczek w tylnym kółeczku, ale nie wiem, od kiedy tam siedzi, więc trudno uznać, jak bardzo jest temu winien. Dziś, mimo wspomnianego już wiaterku (w drodze do pracy nawet całkiem silnego), udało mi się nakręcić średnią, której nie muszę się wstydzić, choć jest ona znacznie pomimo moich oczekiwań. A i tak mocno podciągana była w drodze powrotnej. W połowie drogi nie przekraczała 20 km/h...
Tak się zastanawiam, czy nie jest to może winą przemęczenia jakiegoś, "długotrwałego zużycia zasobów organizmu", czy coś... Wszak w żaden sposób nie staram się równoważyć zwiększonego (w istotny sposób przecież) wydatku energetycznego. Ba, nawet staram się tego nie robić, wszak brzuszek sam z siebie nie zniknie...
ML: 1662 kcal, w obie strony 55%. Znów ciekawostka, przy takim "ciśnięciu" pod wiatr, jak dzisiaj, spodziewałbym się raczej 45%, albo i mniej...
Pierwsza Krytyczna
d a n e w y j a z d u
54.57 km
0.00 km teren
03:37 h
Pr.śr.:15.09 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Pierwsza Krytyczna
Właśnie wróciłem z Masy Krytycznej. Jejku, jak fajnie było :-) Na początku trochę mokro, pod koniec trochę zimno, cały czas trochę tłoczno, ale generalnie świetnie! Jeszcze nie wiem, ile było rowerków, ale tak "na oko" spokojnie ponad tysiąc. Zresztą niedługo się dowiem...
Oficjalna strona tej imprezy jest tu: http://www.masa.waw.pl/
Ponieważ jest już dość późno, więcej być może napiszę innym razem. Zdjęć też nie będzie, bo z wrażenia ich nie zrobiłem :-) Na razie szałer i spać. Jutro na szóstą do pracy...
ML: 3518 kcal, 60% na dojeździe (powoli, bo deszcz), 55% na Masie (w zasadzie bardzo powoli, ale "ze zrywami") i 40% powrót (szybko, bo zimno i ciemno).
P.S. Przekroczyłem 1200km, czyli średnio 400km miesięcznie. Dużo? Mało raczej nie, ale chyba stać mnie na więcej...
P.P.S. Oficjalnie na masie naliczono 506 rowerów. Trochę przesadziłem z tym tysiącem :-) Ale skoro tak, to jak wielka musiała być Masa w miesiącach letnich, kiedy ilość uczestników przekraczała dwa tysiące?...
Kategoria Masa Krytyczna
Droga rozciągliwa
d a n e w y j a z d u
47.58 km
0.00 km teren
02:14 h
Pr.śr.:21.30 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Droga rozciągliwa
Ja wiadomo powszechnie wszystkim, którzy zadali sobie trud przebrnięcia przez moje dotychczasowe wpisy, odległość z domu do pracy, którą w miarę regularnie staram się pokonywać na rowerku, nie przekracza 8 km - w obie strony 15 "z hakiem". Od pewnego jednak czasu wypróbowuję własności fizyczne owej drogi, a konkretnie jej rozciągliwość.
Tym razem mnie poniosło. Dość okrutnie mnie poniosło. Zresztą ostatnio w ogóle ponosi mnie zawsze i wszędzie. I czasem przychodzi mi ciężko żałować...
Wracając do wyjazdu: w drodze do pracy odwiedziłem Syrenkę. Trochę kawałek drogi jest, i w zupełnie przeciwpołożnym kierunku. Ale co tam. Lubię tę robotę :-)
W drodze powrotnej zaś zdarzyła mi się ciekawostka. Otóż zostałem poproszony o udzielenie odpowiedzi na pytanie z rodziny "jak dojechać do...". Niby nic nadzwyczajnego, gdyby nie to, że... o 2 w nocy? Ale Pani Pytająca sympatyczną się wydała, i nieco zagubioną, więc wybaczyłem Jej wymuszenie nadmiernego zużycia oponek oraz "spowodowanie zagrożenia w ruchu" i grzecznie odpowiedziałem. Mam nadzieję, że trafiła tam, gdzie chciała.
Ja, odkąd pamiętam, jakoś nie mogę...
ML: 2815 kcal, "tam" 40%, "spowrotem" 60%. I do tego znów serducho chyba zaspało, bo wracając nie podniosłem tętna powyżej 150 bpm. A wcale wolno nie jechałem.
Uroki Lasu
d a n e w y j a z d u
25.68 km
8.30 km teren
01:11 h
Pr.śr.:21.70 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Uroki Lasu
Znów byłem w Kabackim.
Tym razem trasa, co oczywiste, była inna, choć znów ograniczał mnie czas. Zaplanowałem więc dojechać do Lasku Kabackiego tą samą drogą, co wczoraj, następnie po jego obrzeżach do jednej z głównych alei biegnących z południa na północ, tam przebić Lasek w stronę Ursynowa, wznowić orientację w kierunku KEN'u i, zależnie od pozostałego czasu, udać się w drogę powrotną trasą ustalaną na bieżąco.
I znów coś naknociłem :-) Dojazd do samego lasu miałem już co prawda przećwiczony, ale brak znajomości ścieżek sprawił, że to "po obrzeżach" wypadło jakoś tak samym środkiem. W sumie nie narzekam, udało się wyjechać gdzieś na południu, i dalej kontynuować zgodnie z planem. Mniej więcej. Po wykonaniu kilku skrętów "na wyczucie" ostatecznie ponownie wynurzyłem się spomiędzy drzew w okolicy ul. Belgradzkiej. W tym momencie dokończenie wycieczki przestało być problemem, ale presja czasu "wyprostowała" trasę do możliwie najkrótszej - Belgradzką do Rosoła, i dalej, po własnych śladach, z górki do domciu.
No, może nie dosłownie "po śladach". Jeszcze nie jetem taki "wielki", żeby zostawiać ślady na asfalcie. A może już? W tym miejscu pragnę oznajmić całemu światu, iż dzisiaj "przeskoczyłem" kolejną dziurkę w pasku. We "właściwym" kierunku. I to już druga, odkąd mam rowerek. Żeby tylko zima nie przyszła za szybko...
W Lasku było jak zwykle przecudnie. Ludzi tym razem "jak na lekarstwo". Widać "w tygodniu" Warszawiacy nie pałają zbytnią rządzą rekreacji na łonie natury. I fajnie, więcej dla mnie :-) Czułem się naprawdę jak w wielkim, dzikim lesie. Tylko stojące tu i ówdzie ławeczki przypominały, że jest to jednak teren rekreacyjny, świadomie zadbany i utrzymany w stanie "półdzikim". Takie miejsca też są potrzebne. O charakterze tego miejsca dobitnie też świadczyły, a także informowały, tablice umieszczone przy każdym niemal wjeździe do lasu. A wyglądały one tak:
To naprawdę wspaniale, że ktoś w tym kraju dba o przyrodę. Po szarej codzienności warszawskiego życia świadomość tego faktu naprawdę podnosi na duchu.
Poza tym "drobnym" wyjątkiem, którym była wizyta w Lasku, cały wyjazd odbył się bez większych sensacji. Rowerek, pomimo "nakręcenia" tysiąca kilometrów, nadal spisuje się świetnie. Czasem się tak zastanawiam, czy by go nie przesmarować tu i ówdzie, ale będę potrzebował jeszcze trochę informacji, zanim się do tego zabiorę. Nie chciałbym czegoś popsuć przez użycie niewłaściwego smaru...
ML: 1515 kcal, 45%. Jednak deptanie po drogach gruntowych wymaga nieco większego wysiłku, niż po asfalcie...
"Znajomy" dzień
d a n e w y j a z d u
24.46 km
2.50 km teren
01:08 h
Pr.śr.:21.58 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
"Znajomy" dzień
Dzisiejszy dzień śmiało mogę zaliczyć do... zajętych :-)
Najpierw o barbarzyńsko wczesnej porze obudziła mnie SMS'em przyjaciółka z Rzeszowa (ech, "stare śmieci", początki mojej manii rowerowej i nie tylko...). Otóż niezwykle ważną wiadomością, uzasadniającą budzenie po zaledwie dwóch godzinach snu, okazała się... informacja, że dziś w Rzeszowie pada, i autorka wiadomości nie może się wybrać na rowerek :-D
Jej, jakie to było słodkie. Muszę się pochwalić, że troszeczkę "pomogłem" Jej podjąć decyzję o wyjęciu rowerka z piwnicy. Więc w sumie sam się prosiłem, nie? No nic, na pewno nie mam Jej tego za złe. Niniejszym więc oficjalnie przyznaję: Szanowna Pani "mgr inż.", nie gniewam się za dzisiejsze obudzenie. Tym bardziej, że pisząc odpowiedź, zasnąłem w połowie drugiego słowa :-)
Po kolejnych dwóch godzinach obudził mnie kolega, prosząc o odwiedziny i przysługę. Tych "odwiedzin i przysług" zebrało się w sumie na prawie osiem godzin, ale znów nie mam czego żałować. Miło znów spotkać starych znajomych. Tym bardziej, że bez nich pewnie siedziałbym w domu i się nudził. Albo poszedł pojeździć.
Pojeździć więc mogłem się wybrać dopiero około godziny 17. Trasa przewidywała dojazd ul. Rosoła do Lasku Kabackiego, następnie jego skrajem w okolice Konstancina, tam przebicie się do wylotówki z Warszawy i powrót do domu. Udało się ją zrealizować niemal w całości - jedynym "nieudanym" elementem była utrata orientacji w okolicach Konstancina, ale dość szybko odnalazłem wylotówkę "na słuch" i już bez większych trudności wróciłem do domciu.
Była to moja pierwsza wizyta w Lasku Kabackim. Muszę przyznać, iż bardzo mi się spodobał. Gdyby nie znaczna ilość ludzi (pewnikiem typowe w niedzielę), byłoby tam naprawdę cicho, spokojnie, "naturalnie"... To naprawdę niezły kawałek lasu. I bardzo ładnie pachnie...
Ścieżka przez las, którą wybrałem, należała do bardzo łatwych. Szeroka, dobrze utwardzona, bez kopnego piachu, większych wybojów itp. Widziałem co prawda również ścieżki o znacznie większym stopniu trudności, ale z braku czasu wolałem się tam nie zapuszczać. Dużym plusem tego miejsca jest również to, że teren nie jest tam płaski "jak stół bilardowy", co jest niestety typowe dla Warszawy. Ilość podjazdów i stopień ich trudności jest naprawdę różnorodny - każdy znajdzie coś dla siebie. Lubię takie miejsca. Chyba będę tam wpadał dość często...
Do domu wróciłem trochę ponad godzinę po wyjeździe. Plan zrealizowany. W samą porę. Gdy tylko "trzasnąłem drzwiami" zaczął padać deszcz.
A za godzinkę jest w planie kolejna wizyta u znajomych...
ML: 1446 kcal, 55%
P.S. Znów było kilka dni "bezrowerkowych". Głównie z powodu pogody. Czyżby jesień idzie?
Megawycieczka
d a n e w y j a z d u
81.68 km
1.30 km teren
03:35 h
Pr.śr.:22.79 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Megawycieczka
Najpierw pogoda, później wyjazdy, następnie znów pogoda, to powody kilkudniowej przerwy w jeżdżeniu. Dlatego właśnie wybrałem się na "megawycieczkę": do Góry Kalwarii...
...następnie przez Wisłę do stacji paliw "Huzar"...
...spowrotem do Wawy przez ul. Romantyczną...
...Wałem do Świętokrzyskiego...
...i do domu. Łącznie jak w nagłówku oraz 5128 kcal.
P.S. Obiecałem, że się nie będę rozpisywał, no to nie będę. Zaciekawiło mnie jednak coś: trafiłem dziś na stronkę z opisem "maratonu 700km w 24 godziny", i na niej autor zamieścił informację o kaloriach zużytych rzędu 13 tysięcy. Na dystansie 700km! I jak to się ma do moich 5 tysięcy zapisanych tutaj?
P.P.S. A no, przecież tysiąc "pękł". W sumie nie obeszło mnie to aż tak, jak się spodziewałem, ale mimo wszystko warto odnotować.
Coś krótko...
d a n e w y j a z d u
27.35 km
0.00 km teren
01:11 h
Pr.śr.:23.11 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Coś krótko...
Drugi wyjazd z prawie ostatecznie wyregulowanymi pedałkami i bucikami, i drugi fantastyczny wynik. Mam chrapkę na zmniejszenie czasu wycieczek do pracy poniżej godziny, co w świetle ostatnio uzyskiwanych rezultatów wydaje się wykonalne. Ciekawe, czy uda mi się dokonać tego przed końcem miesiąca?
Tylko że wtedy trasa dojazdu do pracy znów stanie się relatywnie krótka. I co dalej? Kabaty?...
ML: Aż 1531 kcal, ale tylko 45%. Dobrze to, czy źle?
Jazda próbna 5.3
d a n e w y j a z d u
27.67 km
0.00 km teren
01:13 h
Pr.śr.:22.74 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
... która wydarzyła się ledwie trzy dni później. Wychodzi na to, że zbliżyłem się już zdecydowanie do ostatecznych ustawień. Drobnej korekty wymaga jeszcze pozycja zatrzasku na lewym bucie, ale to już praktycznie formalność. Poza tym jechało się...
Ano właśnie - jechało się wspaniale. Jak na osiągane prędkości na niektórych "odcinkach próbnych", a także przy "deptaniu" w celu wykorzystania takiej czy innej okazji (zwykle zielonego światełka) wysiłek był nadspodziewanie mały. Choć tętno rosło jakby właściwie - czyli proporcjonalnie do wzrostów prędkości, a więc wydatkowanej energii - przyrost pozostałych objawów zmęczenia, czyli zadyszka, ból mięśni, szum w uszach, a w szczególności pocenie, były wyraźnie niższe od oczekiwanych. Rezultatem tego wyraźnie wyższa niż zwykle średnia prędkość. Oczywiście potrzebne będą dalsze jazdy aby potwierdzić, iż nie jest to "jednorazowy skok formy", jednak wydaje mi się, iż zastosowanie wyjątkowych cech użytkowych pedałków miało bardzo istotny wpływ na owe pozytywne objawy.
W najbliższym czasie nie planuję dalszych inwestycji w "rowerek i okolice", więc chyba najwyższa pora wybrać się gdzieś dalej! Tyle o tym mówię, a z realizacją coś krucho... Tak dalej nie może być! Chyba będę musiał zadzwonić do Mołka :-)
ML: 1378 kcal (co tak mało?), 55% w obie strony (a tu jakoś dziwnie dużo...).
Kategoria Jazda Próbna