Pożegnanie z... Ameryką
d a n e w y j a z d u
10.60 km
0.00 km teren
00:32 h
Pr.śr.:19.88 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
I znów ostatni. Tym razem wogóle w tym kraju.
Po ostatnim już locie wracałem ostatni raz na rowerze do domu. Dziesięć kilometrów asfaltem to nie do końca żywioł tego akurat rowerka, ale innego tutaj nie mam. Zresztą spisał się świetnie. Jak zawsze.
Podobnie też sprawował się mój nowy, na fali uzupełniania "osprzętu rowerowego" nabyty gadżet: GPS Logger "sportowy". Ładny taki, mały, lekki, z wyświetlaczem itd. Ponieważ posiada funkcje mierzenia prędkości chwilowej i średniej, dystansu, czasów, a nawet spalonych kalorii, najpewniej zastąpi mój poprzedni liczniczek, będąc wspólnym i uniwersalnym dla obu rowerków.
Liczniczek mierzy prędkość bardzo szybko i dokladnie. I nie ma takiej "bezwładności", jak "klasyczny" na moim pierwszym rowerku. Na razie jednak więcej się napisać nie da, bo było za krótko i zbyt prosto. W drodze z lotniska do domu mój brat ma tutaj do zrobienia tylko dwa zakręty - wyjeżdżając na drogę z parkingu i zjeżdżając z niej pod dom :)
Więcej będzie, jak się coś jeszcze nakręci. Na razie tyle.
Do zobaczenia, Ameryko. Mam nadzieję, że niekoniecznie za następne dwadzieścia... ileś lat.
Kategoria Jazda Próbna
Naprawdę ostatni
d a n e w y j a z d u
10.50 km
10.50 km teren
01:12 h
Pr.śr.:8.75 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
To już naprawdę ostatni raz na trasach Sugar Bottom. Na więcej nie starczy już czasu.
Było nieco bardziej sucho, niż dzień wcześniej. Nie wiedzieć, czemu, jechałem też ostrzej, niż zwykle. Z wymęczenia więc bardziej, a także z przegrzania, zaliczyłem moją pierwszą (i jedyną) tutejszą "glebę". A żeby było śmieszniej, wszystko się nagrywało, bo braciszek wykopał z zakamarków kamerkę zakładaną na głowę. W tym przypadku moją.
Za jakiś czas pewnie pojawi się filmik...
Brat mówi, że miałem bardzo duże szczęście. Przez te trzy tygodnie było tylko kilka dni na tyle mokrych, że trasy były zamknięte. To się podobno tutaj rzadko zdarza. W zeszłym roku na przykład była tu powódź stulecia. Druga w ciągu piętnastu lat :)
Cieszę się. To było naprawdę wyjątkowe przeżycie: móc pojeździć w tak wspaniałym miejscu, na tak dobrym rowerze, w tak doborowym towarzystwie... To doswiadczenie zapamiętam na bardzi długo.
Kategoria Wypadki, Usterki, inne Zdarzenia
Przedwcześnie
d a n e w y j a z d u
15.55 km
8.50 km teren
01:50 h
Pr.śr.:8.48 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Z jednej strony pożegnałem Sugar Bottom za wcześnie.
Cud się stał. W nocy padało, więc trasa nie powinna być otwarta co najmniej do jutra. Ale była. Pojechałem więc.
Z drugiej zaś powinienem zdaje się pozostać przy tej właśnie wersji.
Mimo słońca grzejącego okrutnie trasa była bardzo mokra. Śliska, błotnista, niepewna... Kilka razy zdarzyło mi się kręcić korbą w miejscu, gdy jedno czy drugie koło oparło się o korzeń, często w czasie zjazdów blokowało się tylne koło, zaś niczym dziwnym nie było to, że rowerek jechał sobie wzdłuż koleiny, zamiast tam, gdzie chcę ja. Tak trudnego technicznie przejazdu nie pamiętam nawet na Maratonie. Jedyne, co mnie dziś nie bolało, to uda - "para" nie była zbyt pożądana przy takiej jeździe, bo i tak szła "w gwizdek"; technika zaś, do której nie przywykłem (bo nigdy nie musiałem) wypruła ze mnie wszystko, co mogła. A i tak skracałem trasę.
Loga z GPS'a dziś nie będzie, bo logger zdechł. Będą za to fotki:
"PRZED":
"PO":
oraz "Wymęczony Duet":
Słowem - tutaj nie da się nudzić.
Naprawdę MUSZĘ pojechać w nasze Góry.
P.S. Uzupełniłem wpis o Setce. Nie do końca tak, jak chciałem, ale przynajmniej jeden można "odhaczyć". Pozostały jeszcze dwa: o stratach po Maratonie i o ojczyźnie hamburgera. Mam nadzieję, że uzupełnię je szybciej i dokładniej. Szkoda, żeby się takie fajne rzeczy marnowały.
Pożegnanie z Sugar Bottom
d a n e w y j a z d u
24.60 km
10.50 km teren
02:05 h
Pr.śr.:11.81 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:470 m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Wtedy nie wiedziałem, że to już ostatni raz. Dziś w nocy padało. Po deszczu trasy rowerowe są zamknięte co najmniej dwa dni. Za dwa dni mój rowerek będzie już w kartonie...
Jechałem sam. Znów z domku na rowerze. Pusto było jakoś, spokojnie... Nawet jelenie chodziły po trasie i dawały się oglądać z całkiem niedużej odległości. Ani razu nie zatrzymałem się w czasie jazdy po ścieżkach Sugar Bottom. Choć też i niedużo przejechałem. Wracałem do domku solidnie wymęczony.
Wyglądało to mniej więcej tak:
A dokładniej w pionie:
Szczególnie wnikliwy obserwator mógłby zauważyć, że powrót po asfaltach do domu trwał dwa razy dłużej, niż dojazd na miejsce.
Ten zapis z GPS'a dał nawet możliwość odczytania "sumy podjazdów". Nie wiem, po co to komu i co właściwie znaczy, ale skoro jest, to wpiszę :)
Fajnie było. Szkoda, że tak mało.
Do zobaczenia, Sugar Bottom. Może już za rok, kto wie...
Powtórka
d a n e w y j a z d u
7.40 km
0.00 km teren
00:30 h
Pr.śr.:14.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Powtórka wypadu w drugą stronę. Tym razem wyraźnie szybciej, no i bez przerwy na odpoczynek "pod znakiem" :)
Zaczyna mi się to podobać coraz bardziej. Tylko kłopot w tym, że po powrocie nasze krajowe trasy zanudzą mnie na amen. Chyba trzeba będzie zacząć organizować wypady w góry...
"Do kraju tego..."
d a n e w y j a z d u
12.40 km
12.40 km teren
01:10 h
Pr.śr.:10.63 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:23.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
"... gdzie (nomen omen) kruszynę chleba
podnoszą z ziemi..."
Spędziłem tu już jakieś dwa tygodnie, a wciąż nie mogę przestać się dziwić. Zdaje się więc, że chyba pora co nieco napisać o tym doprawdy zadziwiającym miejscu.
C.D.N.
Wyczerpany
d a n e w y j a z d u
15.30 km
15.30 km teren
01:30 h
Pr.śr.:10.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Dzis pojechalismy z Bratem zwiedzic dlasze, nie ogladane jeszcze przeze mnie, poludniowe okolice Sugar Bottom. Byly przewaznie mniej trudne technicznie, ale bardziej wymagajace silowo. Dlugie podjazdy konczyly sie tuz przed nadejsciem zawalu, a zjazdy byly tylko tak krotkie, aby pluca przypomnialy sobie, gdzie ich miejsce. Byly jednak miejsca trudniejsze technicznie, szczegolnie inaczej, niz na poprzednio zwiedzanych odcinkach - gesto usiane korzeniami, krotkie dolki i garby o glebokosci porownywalnej ze wzrostem rowerzysty; trafil sie tez spory podjazd po zupelnie swiezej, miekkiej nawiezchni.
Po zaliczeniu tych miejsc pojechalismy znow na odwiedzane wczesniej odcinki polnocne. Okazalo sie jednak, ze jestem zdecydowanie za bardzo wymeczony. Mniej wiecej w polowie tej czesci skrocilismy trase i wrocilismy do autka. Po nastepnych kilku minutach znow zaczela do mnie docierac rzeczywistosc...
Watek kulinarny
d a n e w y j a z d u
30.50 km
16.00 km teren
02:25 h
Pr.śr.:12.62 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Pojechalem znow na Sugar Bottom; tym razem juz od domu na rowerze, a do tego sam. I niech no dorwe tego co twierdzil, ze centralna ameryka jest rowna jak stol. Juz ja bym go pogonil po tych nieistniejacych przeciez pagorkach i dolinkach. Ciekawe, co by potem powiedzial.
Nawet sam dojazd byl wyzwaniem. Zwlaszcza juz na terenie Obszaru Rekreacyjnego, a jeszcze przed dojazdem do wlasciwych tras rowerowych. Niejeden samochod moglby - i zapewne tak sie zdarza - miec problem z podjechaniem. A co dopiero rowerek :)
Po kilku minutach znow bylem "na trasie". I znow dostalem w kosc. Jedyna roznica jak na razie jest taka, ze bylem w stanie wiecej uwagi skupic na swoim rowerku. Akurat tyle, aby moc wsluchac sie w miarowe mlaskanie i postekiwania obu amorkow. Gdyby nie towarzyszylo im ciezkie sapanie rowerzysty, pomyslalbym, ze gdzies obok odbywa sie wielka sredniowieczna uczta :D
Wynurzylem sie z lasu ciezko zmordowany. W czasie odpoczynku przed powrotem dopadl mnie jeden z czlonkow ICORR - organizacji ochotnikow dbajacych o tamtejsze tereny wlasnie pod katem dostepnosci dla rowerzystow. Mila pogawedka przeciagnela sie ciut za dlugo :)
Wracalem do domu naprawde wymeczony. Znow, na samym poczatku, te niezyciowo strome podjazdy. Potem krotki, ale nie mniej stromy zjazd, droga "publiczna" (juz poza Sugar Bottom) i znow pod gore, do domciu.
Tu zdaje sie zawsze i wszedzie jest pod gore...
Droga "gruntowa"
d a n e w y j a z d u
7.40 km
0.00 km teren
00:35 h
Pr.śr.:12.69 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
I tu sie pojawia problem.
W kraju tym, a szczegolnie w tutejszej okolicy, istnieje i ma sie calkiem niezle instytucja "drogi gruntowej". Nie jednak takiej, jak u nas - prowadzacej znikad do niczego, wyjezdzonej przez ciezarowki strazakow, terenowki lesnikow czy ciagniki rolnicze i wozy drabiniaste. Tutejsze drogi gruntowe to calkiem solidny trakt komunikacyjny, regularnie utrzymywany, szeroki, niejednokrotnie bardziej gladki niz niektore drogi "utwardzone" (czy juz gdzies pisalem, ze robione z betonu?). Troche sie kurzy, ale zwykle malo samochodow po takich drogach jezdzi. Zreszta z tego co wiem to wlasnie dlatego takie sa - nie oplaca sie robic lepszych. Ale i lepszych nie potrzeba. Jezdzi sie fajnie.
Po takiej wlasnie drodze wybralem sie na krotki zwiad "w druga strone". Teren pofalowany dosc mocno - dlugie zjazdy, jeszcze dluzsze podjazdy, konca drogi nie widac... Ale ze niedaleko bylo, pluca wyplulem tylko raz :)
Jeszcze ociupinke podnioslem siodelko. Cos nadal jest nie tak, ale za nic nie moge dojsc, co. Przerzutki chodza juz chyba dobrze, zawieszenie tez niezle. Z dalszymi zmianami jeszcze troche poczekam.
Tylko wlasnie mam jeden problem: jak takie droge tutaj wpisac - jako szose czy jako teren?...
Sugar Bottom Recreation Area
d a n e w y j a z d u
8.00 km
8.00 km teren
01:05 h
Pr.śr.:7.38 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Wiele o tym miejscu slyszalem. Wiele da sie przeczytac. Rowniez "z pierwszej reki", czyli od Brata; na przyklad TU. Fakt, w jakims nieludzkim jezyku, ale warto sie pomeczyc. Swietnie napisane. Ale nawet tak dobry tekst nie oddaje pelni wrazen.
Wymeczylo mnie okrutnie. Jezdzilismy tam kolo godziny, a czulem sie jak po Waypoincie. Co prawda jak zwykle chwila odpoczynku wystarczyla, zebym chcial jeszcze :) ale musielismy wracac.
Rowerek znow sie popisal. Zdecydowanie lepiej, niz ja. Ale szczegolow nie bedzie, bo sie okazuje, ze ja cale zycie jezdze ze zle ustawionym siodelkiem. Jest dobra okazja, wiec trzeba pokombinowac.
Do nastepnego :)