• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Wpisy archiwalne w kategorii

    Jazda Próbna

    Dystans całkowity:841.47 km (w terenie 23.60 km; 2.80%)
    Czas w ruchu:42:58
    Średnia prędkość:19.58 km/h
    Maksymalna prędkość:57.10 km/h
    Maks. tętno maksymalne:175 (91 %)
    Maks. tętno średnie:144 (75 %)
    Suma kalorii:3037 kcal
    Liczba aktywności:31
    Średnio na aktywność:27.14 km i 1h 23m
    Więcej statystyk

    Kanapowóz?

      d a n e    w y j a z d u 34.28 km 0.00 km teren 02:00 h Pr.śr.:17.14 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Poniedziałek, 11 lipca 2011 | dodano: 11.07.2011

    Nowa piasta w tylnym kole - jakieś tam Shimano XT - wymagała "oblotu". Do tego doszło nowe siodło: wymieniłem wreszcie deskę na coś bardziej normalnego. Konkretnie Selle Royal Viper. No mówię wam - w porównaniu do poprzedniego prawdziwa kanapa. Zadek nawet nie poczuł tych dwóch godzin, a przecież do tej pory musiałem co pół godziny na chwilę schodzić z roweru. Inna jakość, inny świat.

    Piasta, jak to piasta. Działa. Tyle że tak cicho, że nawet ja tego nie słyszę.

    A od nieużywania przyciął się tłoczek w tylnym hamulcu; ale podczas powrotu zaczął pracować prawidłowo, więc też sensacji żadnych.

    Tylko wiało niemiłosiernie...


    Kategoria Jazda Próbna, Wypadki, Usterki, inne Zdarzenia

    A Bike is Reborn

      d a n e    w y j a z d u 16.06 km 1.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:16.06 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Sobota, 12 marca 2011 | dodano: 13.03.2011

    I, przyznaję szczerze, najwyższy #*&%$ czas!

    Nie jest prawdą, że rowerek "narodził się" dopiero teraz. Wszak już dwa (dość odległe w czasie) wyjazdy się na nim odbyły, z dość pozytywnym rezultatem zresztą. Pora jednak coś niecoś o samym pojeździe napisać, jako że brak mu było dotychczas właściwego przedstawienia.

    Pojawienie się w otoczeniu Słonia nowego roweru, zwłaszcza w tym jakże trudnym finansowo okresie, wywołane było palącą (tak się przynajmniej wydawało) potrzebą wypełnienia pewnej znaczącej luki w dostępnych środkach transportu. Ubytek ten zaistniał w wyniku nie pierwszego już, trwałego uszkodzenia struktury poprzedniego roweru - Flajta - stanowiącego dla mnie podstawowy środek transportu i rozrywki w terenach innych, niż górski.

    Rower narodził się poprzez "operację przeszczepu kręgosłupa": prawie wszystkie pozostałe komponenty pochodzą z poprzednika; o jednym jedynym wyjątku będzie za chwileczkę. Dodać należy, iż "przekładka" była doskonałą okazją sprawdzenia stanu tychże; wnioski również w dalszej części artykułu.

    Teraz o tym, co się zmieniło, czyli "kręgosłup":



    Korzenie tej konstrukcji, dla znających temat choć trochę, są dobrze znane. Wyroby producenta ramy, firmy GT Bicycles, znane i rozpoznawalne są przede wszystkim poprzez charakterystyczne rozwiązanie górnego węzła, tzw. "trzeciego trójkąta". Taka forma połączenia ma podnosić przede wszystkim sztywność całej konstrukcji; trudno jest mi określić, w jakim stopniu osiągnięto w tym względzie sukces. Mnie natomiast do tego wyboru przekonał inny nieco detal tego samego elementu, widoczny na zdjęciu poniżej:



    Jak widać, to miejsce, które zawiodło w obu poprzednich wypadkach, tutaj wygląda zupełnie inaczej. Rura podsiodłowa nie jest dospawana "na styk" do górnej, lecz przechodzi przez nią "na wylot"; pozwala to zarówno zwiększyć powierzchnię łączenia, jak i równomiernie rozłożyć przeniesienie obciążeń pomiędzy tymi elementami. Dodatkową "atrakcją" jest fakt, że "rozcięcie" umożliwiające zaciśnięcie rury na sztycy nie znajduje się - jak w większości znanych mi konstrukcji - z tyłu, w miejscu największych nacisków przenoszonych przez sztycę, lecz z przodu, gdzie obciążenie jest praktycznie zerowe.

    Nie wiem, czy to rozwiązanie na pewno będzie w stanie poradzić sobie ze wszystkim, czym ramę tą Słoń w niedługim czasie potraktuje; jeśli jednak zawiedzie, to wszystko inne też.

    Geometrycznie rama jest niemal identyczna z poprzednią. Po złożeniu razem dolnych powierzchni główki i tylnych osi obu (już sam fakt, że się dało, zasługuje na odnotowanie), pozostałe kluczowe elementy - położenie osi supportu oraz wysokość i kąt nachylenia rury podsiodłowej - nie różniły się więcej niż 3 mm. Nie spodziewam się więc żadnych odczuwalnych różnic w "charakterze" nowego pojazdu, szczególnie że i ciężar całości wyszedł niemal dokładnie taki sam. Tutaj więc żadnych niespodzianek nie będzie.

    To, co jednak było zaskoczeniem, i wymusiło zakup nowego komponentu, to wysokość główki ramy. Okazała się ona wyższa o dokładnie 15 mm od opisu sprzedawcy (zakup w sieci) oraz, identycznego z opisem, tego samego wymiaru we Flajcie. Jak wiadomo zaś, wymiar ten jest kluczowy przy doborze pewnych innych parametrów, szczególnie długości rury sterowej widelca. Już w poprzedniej ramie wystawał on niewiele - podkładki pod mostkiem miały ledwie 13 mm. Z prostej kalkulacji widać więc, że bez podjęcia odpowiednich kroków nie dałoby się (a ściślej - dałoby, ale z niebezpiecznie wysoko założonym mostkiem) wykorzystać dotychczasowego amortyzatora. Po pewnych kłopotliwych poszukiwaniach udało się jednak znaleźć rozwiązanie - łożyska sterowe, które znacznie mniej wystawały z główki ramy. W rezultacie tego jedyną - poza ramą - zmianą w nowym rowerze są "stery" firmy FSA, o wdzięcznej nazwie... i tu zagwozdka, bo jakiejś lotniczej, ale nie ma ich już w sprzedaży (poprzedni rocznik czy cuś...), więc nie mogę sprawdzić żeby sobie przypomnieć. W każdym radzie działają.

    Samo przekładanie całej reszty było "czystą" przyjemnością. Trochę szmatką tu, trochę smaru tam... "warsztatowe igraszki" w sterylnej postaci. Największe przejścia miałem z doborem długości pancerzy linek, bo przecież z ramą nie było "wzorca", z którego można by ściągać. Po pierwszych wyjazdach okazało się, że odcinki przy samej kierownicy zostawiłem stanowczo zbyt długie, co nie dość że psuło efekt estetyczny i użytkowy, to jeszcze... utrudniało ruchy kierownicą! Na szczęście wszystko już wróciło na miejsce.

    Wyjazdów rowerek odbył już trzy, we wszystkich spisując się względnie nieźle. Owszem, to i owo się jeszcze regulowało, ale na to nie ma rady. Żeby coś "dopieścić", trzeba to najpierw sprawdzić. Okazało się przy okazji, że tylna przerzutka - wysłużony już (6k km) LX - jest już tak pogięta i rozklepana, że nie pozwala korzystać z dwóch największych zębatek. Cała reszta jak na razie radzi sobie nieźle - nawet przednie Alivio, po którym nie spodziewałem się aż takiego przebiegu.

    Z tą tylną przerzutką to też trochę kłopot. W sumie można wymienić, ale... w tym rowerze napęd jest nadal 8-rzędowy (kaseta również LX, ale wymieniana nie tak znowu dawno). W sumie można jeszcze nabyć takie, ale... no właśnie, wiecznie dostępne nie będą, szczególnie w grupach o "wyższej" wytrzymałości, czyli niezbędnych dla spokoju ducha wymagającego jednak Słonia. No ale przecież przejście na "9" nie jest takie proste - wymaga wymiany: piasty koła, kasety, przerzutki i manetki co najmniej; dobrze by było wymienić też łańcuch, a dalej drugą manetkę i przerzutkę. A na takie fanaberie pozwolić sobie na razie nie mogę.

    I tyle by tego było. Sam wyjazd, poza tym, że w ogóle się odbył, niczym szczególnym się w historii nie zapisał. Ot, taki "spacer po mieście", żeby trochę rozruszać stare kości po nieprzyzwoicie długiej przerwie; sprawdzić dopasowanie ciuszków, czy aby po zimie nie zrobiły się tu i ówdzie przykuse; no i przede wszystkim odetchnąć świeżym rześkim powietrzem, póki jeszcze można - wiosna zdaje się galopować dziwnie prędko w tym roku, i ani się człowiek zorientuje, a znów będzie nieludzki upał...

    Więcej ciekawostek z życia "ssaków wielkich" obiecuję następnym razem.


    Kategoria Jazda Próbna, Warsztatowe Igraszki

    Docieranie kapci nad Wielką Wodą

      d a n e    w y j a z d u 37.25 km 0.00 km teren 01:50 h Pr.śr.:20.32 km/h Pr.max:35.50 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Piątek, 21 maja 2010 | dodano: 23.05.2010

    Dokończyłem regulacje Flajta, oczywiście pod kątem jutrzejszej imprezy. Założyłem, co było do założenia, zdjąłem to, co zbędne. Obułem nóżki w nówka - sztuka kapcie. Wybór padł na Schwalbe Racing Ralph - oponkę na średnio trudny i średnio mokry teren. Wahałem się trochę, bo padało przecież długo i zdrowo, ale raz, że od dwóch dni praży słońce okrutnie, a dwa że na pruszkowskiej imprezie jednak mimo wszystko sporo się jeździ po asfalcie. Wiem z doświadczenia, że agresywniejszy i bardziej dzielny Nobby Nic nie grzeszy zbyt dużym oporem, ale jednak Ralph powinien spisać się lepiej.

    Tak oto przyszła więc pora na test ostateczny, dotarcie i odpoczynek. Aktywny, dodam. A pretekstu dostarczyła nasza Królowa Rzek, łaskawie w tym okresie wzbierając właśnie na stolicznym odcinku. Pojechałem więc obejrzeć.



    Rower zadziałał cudnie. Oponki nie zawiodły.

    Mogłem więc spokojnie ogłosić pełną gotowość do występu.

    O którym, oczywiście, dowiecie się z następnych wpisów :)


    Kategoria Jazda Próbna

    Kapeć z efektem

      d a n e    w y j a z d u 15.90 km 10.40 km teren 01:16 h Pr.śr.:12.55 km/h Pr.max:28.70 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Sobota, 15 maja 2010 | dodano: 16.05.2010

    Nareszcie!

    Skończyłem grzebać przy "Byku". Nowa przednia nóżka, nowe pedałki, "nowe" hamulce i nowe linki do przerzutek. I zupełnie nowe ustawienie przerzutki przedniej. Tyle nowości na raz - trzeba przetestować. Ostrożnie, bez przesady, ale jednak w terenie.

    Na niedzielę byłem umówiony z Jośkiem na wypad w Kampinos. Pogoda jednak postanowiła sprawić nam figla, i w długim ciągu dni wietrznych i deszczowych wyjątek uczyniła w... sobotę. Zupełnie niespodziewanie również dowiedziałem się iż w sobotę TKKF "Chomiczówka" organizowało XI BIELAŃSKI RAJD ROWEROWY DO PUSZCZY KAMPINOSKIEJ. Impreza z pogranicza rodzinnej i sportowo-turystycznej. Niezła okazja - raczej spokojne tempo, a jednak trochę wertepów i innych takich.

    W czasie tego wyjazdu udało się przetestować prawie wszystko. Hamulce tną jak brzytwy. Przerzutki pracują cicho i pewnie. Po pedałkach nie spodziewałem się niczego innego, niby nowe, ale takie same, jak zawsze (Crank Brothers Eggbeater). Za to nóżka przednia... Miód, malina. Nawet ułamka swych możliwości nie użyła. Nawet nie doszła do takiego zakresu, w którym mógłbym sprawdzić regulację. Kamienie, bruk, dziurawe drogi - to wszystko łykała bez zająknięcia. Po prostu cudo. Nie mogę się doczekać, aż nadarzy się okazja sprawdzić ją tam, gdzie jej miejsce - w górach.

    Ale... niestety zdarzyła się też przykrość. Gdzieś na zielonym szlaku, wiodącym północną granicą Kampinosu, tylne koło... po prostu wybuchło. Oponka znaczy, wraz z dętką. Wyszło na to, że pękł oplot bocznej ścianki, przełamany jakiś czas temu na skutek dawniejszego jeżdżenia ze zbyt niskim ciśnieniem. Przykrości trzy: po pierwsze, poszukiwanie cywilizacji (5km do najbliższej) z buta; po drugie koniec wyjazdu, a więc i marzeń o kiełbaskach zapowiedzianych przez organizatorów oraz udziału w losowaniu nagród (jakiekolwiek by one nie były); po trzecie zaś - i najgorsze - komary. Tabuny całe, rzucające się na wszystko i wszystkich, którzy niebacznie zwolnili poniżej prędkości ich lotu. Trzeba było wiać, i to szybko!

    Dotarłem po godzinie do krajowej "siódemki". Po następnej zgarnął mnie wydzwoniony kolega. Po jeszcze kolejnej byłem już w domu. A teraz pora pogłówkować, co z tym feralnym kółeczkiem zrobić. Dętka to pikuś, mam zapasową. Ale opona?...

    Taka fajna była, cudowna i w ogóle, a teraz jej nie ma. A Waypoint już za tydzień...


    Kategoria Jazda Próbna, Wypadki, Usterki, inne Zdarzenia

    Skleroza nie boli, ale swoje robi

      d a n e    w y j a z d u 52.23 km 0.00 km teren 02:31 h Pr.śr.:20.75 km/h Pr.max:44.30 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Sobota, 8 maja 2010 | dodano: 09.05.2010

    Przez cały tydzień grzebałem w rowerkach. Pogody i tak nie było.

    Byk uzyskał nową przednią nóżkę. Ładną taką, "hardkorową". I hamulce, wcześniej jeżdżące na rowerku Wielkiego brata, teraz będą usiłowały zatrzymać mnie. Zobaczymy. Poza nieco zbyt krótkim przewodem hamulca tylnego brak większych trudności.

    Z Flajtem było gorzej. Miał otrzymać nowy support, wraz z korbami i zębatkami. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to że stary się uparł i nie chciał wyleźć. Długo musiałem go przekonywać. Ostatecznie się poddał. W sumie nawet nie był taki zły, jakieś fajne łożyska w nim są, i w ogóle... Jak się już doczyści to pomyślę, co z nim zrobić. Szkoda by było zmarnować.

    Ale największe jazdy były z ustawianiem przerzutki. Nowe zębatki, zwłaszcza największa, są nieco większe niż stare. I bardzo dobrze, zdecydowanie zbyt często jeździłem na najszybszych przełożeniach. Trzeba więc było nieco przesunąć przerzutkę w górę, aby nie ocierała o zęby. Później się okazało, że mimo wrzucania łańcucha na największy tryb, klatka przerzutki nadal o niego ociera. Wiele sztuczek próbowałem zastosować, ostatecznie jednak pomogło... wyprostowanie dość dawno temu wygiętej klatki :) Teraz powinno być super.

    Okazja do przetestowania nadarzyła się bardzo szybko - w trzy kwadranse po zakończeniu prac wyjechałem na Nocną Masę Krytyczną. Z tego całego wrażenia i pośpiechu nie wziąłem ze sobą... narzędzi. I później przyszło mi odpokutować...

    Pierwsze wrażenia fantastyczne. Korby, choć 5mm krótsze od poprzednich, kręcą wspaniale. Łożyska pracują doskonale płynnie. Zębatki szybko i pewnie zbierają i oddają łańcuch przy zmianie przełożeń. No bajka po prostu. I te prędkości! Na największym trybie z przodu mniej więcej 4-5km/h więcej, niż na starym zestawie. O to właśnie się rozchodziło.

    Ale oczywiście brak narządów musiał mnie pokarać. Po mniej więcej 10km odkręciła się śruba mocująca lewą korbę, a w tym systemie również oś i prawą wewnątrz supportu. Na szczęście ludzików było sporo, odpowiedni klucz się znalazł. Ale głupio było... Po następnych dziesięciu, sporym kawałku grzania pod trzy dychy i ostrym podjeździe przy lasku Kabackim znów dla pewności ją dokręciłem (była lekko luźna), a po dojechaniu KEN'em i starymi ścieżkami moich dojazdów do pracy w okolice metra Wilanowska odłączyłem się w stronę domciu. Masa miała jeszcze kawał w planach, ale już nie chciałem nadużywać uprzejmości, ani też ryzykować zgubienia tej jednej, dość specyficznej śrubki.

    Do domciu dojechałem bez przebojów koło trzeciej nad ranem. Śrubka sprawdzona narządem siedzi mocno; raczej nie powinna już sprawiać problemów. Za oknem zaczęło się powoli rozjaśniać. Dni coraz dłuższe...


    Kategoria Masa Krytyczna, Warsztatowe Igraszki, Jazda Próbna

    Wiosenne porządki

      d a n e    w y j a z d u 31.80 km 0.00 km teren 02:04 h Pr.śr.:15.39 km/h Pr.max:36.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Sobota, 20 marca 2010 | dodano: 21.03.2010

    Wiosna przyszła. Temperatury powyżej dziesięciu stopni, deszcz, błoto zamiast śniegu... Ptaki odzywają się bardziej ludzkim głosem, i trawa zaczyna się zielenić. Nawet bazie dają się już znaleźć, choć trzeba było się przy tym nieźle ubrudzić.

    Pora więc, jak co roku na wiosnę, doprowadzić wszystko do porządku.

    Po pierwsze pojechałem do Panów Serwisantów, żeby zmienić kasetę. Ruchu mieli co nie miara. "Sezon" się zaczął. Mieszczuchy wiosnę poczuli i wypełzli z nor. Motocykliści też. Dziwny to ludek, ale co ja malutki mogę wiedzieć... Na szczęście Panowie znaleźli chwilkę, żeby się zająć moim rowerkiem. Dosłownie chwilkę, bo uwinęli się błyskawicznie. To dopiero wprawa i doświadczenie...

    Przy okazji zapytałem ich o ceny oponek, które wpadły mi w oko. I się załamałem. Nie stać mnie jeszcze na wydanie dwóch stów na jedną sztukę opony. Bedę musiał poszukać czegoś innego.

    Po drugie rozebrałem Byka. Wielka ta bestia, jak poprzednio (na czas podróży do kraju raju), znów przestała przypominać cokolwiek, co mogłoby się kojarzyć z rowerem. I fajnie - łatwiej będzie umyć. Powinienem się uwinąć w kilka dni. Potem co prawda będzie Byczek czekał na dostawę amorka, ale to nie powinno mi za bardzo przeszkadzać. W ciągu kilku miesięcy raczej nie wyjadę na dłużej w dzicz. A i później też pewnie nieprędko.

    To będzie rok wielkich zmian. Dobrze, że robi się ciepło. Lepiej się myśli na zielonej trawce, niż w ciasnym zamknięciu czterech ścian...


    Kategoria Jazda Próbna

    Nowe oblicze miasta

      d a n e    w y j a z d u 19.80 km 0.00 km teren 01:02 h Pr.śr.:19.16 km/h Pr.max:34.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Środa, 17 marca 2010 | dodano: 21.03.2010

    Powtórzyłem wyjazd po samochód. Niby to samo, a jednak zupełnie inaczej...

    Żadnych karetek. Żadnych policjantów. Tylko raz otrąbiony przez jakiegoś gbura w "terenówce". I prawie zero korka! Jakby zupełnie nie to miasto. Aż przyjemnie się dało jechać.

    Założyłem ci ja nowy łańcuszek. Założyłem, że pomoże, bo przecież powinien. Na szczęście nie założyłem się z nikim o to, bo było do bani.

    Łańcuszek owszem, przestał przeskakiwać na przodnich zębatkach, zaczął natomiast na zadnich. Szczególnie na "trzeciej", czyli "szóstej". Nie wiem, jakim cudem wcześniej tego nie zauważyłem, ale jest naprawdę koszmarnie zużyta. Z racji tego jednak, że w moim rowerku kaseta zawiera tylko dwie zębatki "swobodne", trzeba będzie wymienić całość...

    Na szczęście wracałem autkiem. Zadziwiające, jak bardzo ruch w mieście potrafi uspokoić widok samochodu z nietypowym bagażem. Zwłaszcza "Esperynki" z rowerem na pupci :)


    Kategoria Jazda Próbna

    TO żyje!!

      d a n e    w y j a z d u 3.20 km 0.00 km teren 00:15 h Pr.śr.:12.80 km/h Pr.max:36.90 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Poniedziałek, 8 marca 2010 | dodano: 08.03.2010

    Ale co to za życie... Ze zbyt długiego zimowego snu dziś właśnie obudził się De Flajt. Sukces ten jednak przyprawiony jest nutką goryczy; rowerek nie tylko nie jest w pełni sprawny, ale również aby mógł w ogóle jeździć, dawcą jednego ważnego "organu" musiał zostać Byczek.

    "Krótki" raport z zajęć warsztatowych.

    Gdzieś w grudniu, gdy już jasnym się stało, że dalsza eksploatacja Flajta z jego fabrycznym amorkiem grozi śmiercią lub kalectwem, zabrałem się za jego "przegląd zimowy". Rozbieranie szło szybko, bo i nad czym się tu głowić? Kolejno z rowerka spadły, i następującej obróbce zostały poddane:

    - Łańcuch - kupa smaru, upaćkane wszystko, co się tylko dało, ale zapinka ułatwiła sprawę. Ponownie spięty już poza rowerkiem łańcuszek wylądował na kilka dni w "kąpieli dieslowej". W jej trakcie przeczyszczony szczotą. Następnie wyjęty i wysuszony.

    - Koła - prosty, "sportowy" temat. Natychmiast do wanny, gdzie pod delikatnym strumieniem ciepłej wody oraz przy zastosowaniu miękkiej szmatki pozbyły się błotka, piachu, kurzu itp. Dalej demontowane nie były - stosunkowo niedawno przydarzyła się im wymiana kulek i wewnętrznych bieżni; luzów też nie zdążyły złapać, więc raczej potrzeby nie było. Tylne koło, a konkretnie wielotryb, dodatkowo zaliczył "wydieslowanie" pędzelkiem, aby pozbyć się tego, co wlazło pomiędzy tryby i smarem z łańcuszka się posklejało. Wytarcie, wysuszenie, odstawienie.

    - Przerzutki - obie, po zdjęciu, wymyte w wodzie, a następnie w dieslu. Przednia po wysuszeniu przesmarowana i odłożona. Tylna zaliczyła nieco więcej - rozebrane zostały i szczególnie potraktowane rolki napinacza. Po zaaplikowaniu odrobiny smaru na osie rolek i w mechanizm przerzutki całość złożona i na półkę.

    - Korby - razem z pedałami i zębatkami. Zębatki odkręcone od korby, pedały nie. Całość umyta wodą, zębatki również... tym, co cała reszta. Przy okazji dało się zauważyć spore ich zużycie. Zanotowano; części do szafy.

    - Siodło wraz ze sztycą - wyjęte z ramy i pod prysznic. I tyle wystarczy.

    - Kierownica - tu trochę się namęczyłem. Linki od przerzutek były już odkręcone wcześniej, ale nie uśmiechało mi się dłubanie w hamulcach. Odkręciłem je więc w całości od ramy, i z takim "pająkiem" powędrowałem do łazienki. Znów szmatka w ruchu, suszenie i półeczka.

    - Amorek - nieszczęsny XCR, który był łaskaw dokonać żywta. Umyty i wytarty czeka na... nie wiem w zasadzie, na co. Najpewniej posłuży za "pomoc naukową". Wszystko, co wisiało na rurze sterowej amorka, odłożone na półeczkę w oczekiwaniu na zmiennika.

    I to w zasadzie wszystko; zostałem w tym miejscu z "gołą" ramą, w której nadal tkwił szczelny support, którego wolałem nie wyciągać (zresztą co mu się może stać, szczelny jest), oraz "kielichy sterów", których nawet nie miałbym czym wyjąć. I taką całość również poddałem procesowi mycia, suszenia i półkowania.

    W takim stanie rowerek przeleżał trzy miesiące mniej więcej, aż wreszcie "zmiany w sytuacji geopolitycznej" umożliwiły, ale i umotywowały zabranie się za montaż. A przebiegał on w niemal odwrotnej kolejności, skomplikowany nieco regulacjami itp., ale wszyscy wiedzą, jak to wygląda, więc skupię się tylko na tym, co w jego trakcie odkryłem.

    - Amorek - tu żadnych sensacji. Przełożony z Byka, RS Recon. Ładna rzecz, jak się okazało dokładnie o długości poprzedniego, więc... no właśnie. Rura sterowa okazała się być o milimetr czy dwa dłuższa od wcześniejszej. W efekcie musiałem dokupić sobie pierścionek dystansowy, żeby dało się w ogóle całość zmontować.

    - Kierownica - pełen spokój. Pozbyłem się ostatecznie pozostałości po starym liczniczku.

    - Siodełko - jak wyżej. Grzecznie wlazło na miejsce.

    - Korby - tu się zaczęły przysłowiowe schody. Gniazda osi supportu (nieszczęsne "kwadraty") wyrobione dość znacznie. Założyć się dało, ale trzeba o tym pamiętać przy okazji jakiejś gwiazdki, czy czegoś tam... Do tego zębatki - tak koszmarnie wyrobione, zwłaszcza środkowa, że... szkoda gadać. Ale jak mus to mus.

    - Koła - wlazły nie stawiając oporu

    - Łańcuch i przerzutki - opisuję jednocześnie, bo razem zakładane. Wyszło na to, że zarówno ramka przedniej, jak i wózek tylnej nieco są pogięte, ale dało się wyregulować. Gorzej z łańcuchem. Na dużej zębatce z przodu wzdłuż połowy jej obwodu jego "rozciągnięcie" jest tak duże, że ostatnie ogniwa właściwie w ogóle nie wchodzą między zęby. W sumie nie powinienem się dziwić: 5 kkm to dystans niemały, a jeszcze przy moim deptaniu... Niniejszym ten właśnie element trafił na pierwszą pozycję listy zakupów. O ile jakiekolwiek zakupy będą miały miejsce...

    Po złożeniu całości okazało się na koniec, że występuje jakieś dziwne "bicie" w okolicach tylnej piasty, którego pochodzenia na razie nie udało się ustalić; jak również na najmniejszej tylnej zębatce daje się słyszeć równie tajemniczy, grzechoczący odgłos. Będą one przedmiotem dalszego śledztwa.

    Jazda próbna, której zresztą dotyczy ten wpis, wykazała, że "generalnie jeździć się da, ale każde mocniejsze nadepnięcie powoduje przeskok łańcucha; winnym tego zjawiska zdają się być po pierwsze nazbyt zużyty łańcuch, po drugie zaś zużyte zębatki przednie. Żadnych oscylacji wywołanych biciem piasty ani dziwnych odgłosów pedałowania nie zauważono."

    No więc jeszcze trochę będę się musiał pomęczyć. Ale światełko w tunelu już widać. Oby to tylko nie był pośpieszny...


    Kategoria Jazda Próbna, Warsztatowe Igraszki

    Mokro

      d a n e    w y j a z d u 13.37 km 0.00 km teren 00:33 h Pr.śr.:24.31 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura:1.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Środa, 4 listopada 2009 | dodano: 06.11.2009

    Wreszcie przyszedł czas na prawdziwy test ochraniaczyków neoprenowych na butki.

    Cóż, tak naprawdę to po raz pierwszy czas nastał w czasie wyjazdu na Turbacz, jednak żeby przeprowadzać test, wypadałoby w trakcie jego trwania przedmiot testu mieć ze sobą...

    Więc wziąłem to prawie gumowe cudo ze sobą. Jeździłem już z nimi wcześniej (dokładnie jeden raz), ale jedyne co udało mi się wtedy uzyskać, to mocno przepocone skarpetki :)

    Wróćmy więc do tematu. Popadało trochę. Z zaskoczenia, więc nie wziąłem błotników, jednak tknięty jakąś nadprzyrodzoną siłą wziąłem ochraniaczyki. I wiecie co? Sprawdziły się rewelacyjnie. Cieplutko było, i sucho... Do czasu, aż od góry wlała się woda. No cóż, nie miałem również spodni przeciwdeszczowych, co zaowocowało początkiem przeciekania gdzieś w połowie trasy i całkowicie mokrymi butami pod koniec. Ale nawet gdy było już całkowicie mokro, nadal było ciepło. I chyba o to właśnie chodzi, prawda?

    A odpowiednie spodnie, wraz z błotnikami zresztą, leżą sobie spokojnie gdzieś w "warsztacie"...


    Kategoria Jazda Próbna

    Testy liczniczka

      d a n e    w y j a z d u 13.35 km 0.00 km teren 00:33 h Pr.śr.:24.27 km/h Pr.max:57.10 km/h Temperatura:20.0 HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: 910 kcal Rower:De Flajt!
    Czwartek, 20 sierpnia 2009 | dodano: 21.08.2009

    Założyłem dziś na Flajta oba liczniczki: stary, który był na nim zawsze, oraz GPS-owy, przywieziony z wyjazdu.

    I tu klops. Wskazania obu liczniczków się różnią. Sporo, bo nawet do pięciu procent. Zarówno w prędkości, jak i w dystansie. I w sumie nie wiem, któremu bardziej wierzyć: staremu, w którym obwód opony wpisany jest z tabelki w instrukcji, czy nowemu, który choć nie polega na żadnych zewnętrznych wzorcach, to jednak przy określaniu pozycji potrafi się pomylić o dobrych parę metrów. Niby niewiele, ale jak się doda kilkaset takich odchyłek...

    Za to nowy liczniczek ma kilka nowych funkcji, jak zapamiętanie prędokści maksymalnej wycieczki, a nawet liczenie ilości spalonych kalorii. Zapewne według jakiegoś uproszczonego algorytmu, gdyż potrzebuje do tego tylko danych o ciężarze "sportowca", rodzaju "aktywności", no i swoich własnych danych o położeniu, prędkości itp. Podobno działa to nieźle, ale jeszcze potestujemy.

    A w zimie na pewno przyda się podświetlanie ekranu...


    Kategoria Jazda Próbna