Maj, 2012
Dystans całkowity: | 75.10 km (w terenie 24.00 km; 31.96%) |
Czas w ruchu: | 06:58 |
Średnia prędkość: | 10.78 km/h |
Liczba aktywności: | 4 |
Średnio na aktywność: | 18.78 km i 1h 44m |
Więcej statystyk |
Z Bratem ostatni
d a n e w y j a z d u
24.00 km
6.00 km teren
02:04 h
Pr.śr.:11.61 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Ostatnie chwile urlopu. Znów wyjazd z Żoną, tym razem lepiej przygotowaną. Niewiele, ale zawsze. I tylko technicznie, bo kondycyjnie to... nie będę pisał, bo może to przeczytać.
Przyjemnie było się poturlać spokojnie taki kawałek. Ja to nawet nie mam nic przeciwko takiemu jeżdżeniu, byle było z kim. Przeważnie jeżdżę sam, więc deptam. Inni nie chcą ze mną jeździć, bo za bardzo deptam. Albo za mało.
Więc korzystam z ostatniej szansy jazdy z kimś. Fajnie. Szkoda że tak rzadko.
Po zbóju podjazd
d a n e w y j a z d u
24.60 km
10.00 km teren
02:35 h
Pr.śr.:9.52 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Kolejnego dnia zapragnęliśmy czegoś bardziej ambitnego. Plan przewidywał "wjazd na przełęcz, i zobaczymy co dalej". Po ostatnich wyjazdach, na których nieco się zgrzałem, tym razem ubrałem się "delikatniej".
Plan się wykonał nawet bardziej - wjechaliśmy na przełęcz, ale chyba trzecią z kolei. Bite dziesięć kilometrów pod górę - raz bardziej, raz mniej, ale nigdy w dół czy nawet płasko. Wymiękłem trzy razy. On się nawet nie spocił za bardzo.
Potem zjazd. Celowo wybraliśmy inną drogę - tym razem po asfalcie. Przeklinałem teraz ten sam ubiór, który pozwolił mi nie zagotować się na podjeździe. Znów trzy razy się zatrzymałem, ale tylko po to, żeby się ogrzać w słoneczku - inaczej bym się chyba nabawił odmrożeń.
Końcówkę wygięliśmy "na skróty przez las". Nie było krócej, ale za to znów było cieplej.
Dzień drugi
d a n e w y j a z d u
16.00 km
8.00 km teren
01:40 h
Pr.śr.:9.60 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Tym razem tylko z Bratem pojechaliśmy "prześwięcić" Górę Parkową - taki mały pagórek koło miasta, niegdyś tradycyjne miejsce pieszych wycieczek rodzinnych (w tym naszych), dziś... w sumie to nawet nie wiem.
Momentami myślałem że płuca wypluję. A do tego gładkie oponki nie ułatwiały życia na wilgotnej trawie, piachu i korzeniach.
Poproszę więcej!
Z Bratem część pierwsza
d a n e w y j a z d u
10.50 km
0.00 km teren
00:39 h
Pr.śr.:16.15 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Pierwszego dnia wspólnego z Bratem urlopu wybraliśmy się - zabierając jeszcze jego Żonę na dokładkę - na "wycieczkę rozgrzewającą". O ile ja i Brat mieliśmy rowery przygotowane prawie wzorowo, to Żona - nie wiem na co licząc - capnęła pierwszy z brzegu stojący w piwnicy.
A potem narzekała, że się źle jedzie.
Coś się tam podregulowało, na tyle ile da rady w trakcie wycieczki zwykłym "wielonarządem". Dobrnęła do końca szczęśliwie. Zapowiedziała, że więcej z nami nie pojedzie.
Jej strata.