• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Wpisy archiwalne w miesiącu

    Sierpień, 2011

    Dystans całkowity:222.53 km (w terenie 3.50 km; 1.57%)
    Czas w ruchu:11:33
    Średnia prędkość:19.27 km/h
    Maksymalna prędkość:48.70 km/h
    Liczba aktywności:7
    Średnio na aktywność:31.79 km i 1h 39m
    Więcej statystyk

    "Bunkrów nie ma" czyli o czym tu pisać jak się nie chce o rowerach?

      d a n e    w y j a z d u 44.03 km 0.00 km teren 01:56 h Pr.śr.:22.77 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Środa, 31 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

    Nie tylko rowery są fajnie, nie tylko jeżdżeniu można się poświęcić bez reszty. Wiem, tutaj to brzmi niemalże jak herezja (a czy wiecie że ostatnie spalenie czarownicy w Europie miało miejsce w Polsce 21 sierpnia 1811 roku? Całkiem niedawno bym powiedział...), ale ileż można ciągle o tym samym...

    W Weekend byłem w Radomiu:



    W poniedziałek w Konstancinie:




    I tak mi się to spodobało, że w środę pojechałem tam - do Konstancina, nie do Radomia :) - na rowerze. Naprawdę fajny dojazd - pierwszy half drogą tylko dla rowerów, drugi bocznymi, ale dobrze utrzymanymi dróżkami po wioskach. I dystans taki "właściwy"...

    Lecąc - nomen omen - rozpędem kolejny weekend wypadł mniej więcej tak:



    ... a teraz pora ruszyć Słoniowe dupsko sprzed komputera i dobić rower. W końcu, żeby coś wymienić, to coś musi się całkiem zepsuć; a nie zepsuje się stojąc na balkonie. To znaczy: ostatecznie się zepsuje (rozsypie ze starości?), ale jakby nie o to tutaj chodzi...



    Sound-based diagnostics, czyli Wyczulone Ucho Słonia w akcji

      d a n e    w y j a z d u 30.35 km 0.00 km teren 01:40 h Pr.śr.:18.21 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Środa, 24 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

    Burzowo się zrobiło. Efekt to "wielkiej wymiany mas" nad Europą - zmniejszona ekspozycja na światło słoneczne nie jest już w stanie utrzymać wyśrubowanych temperatur, a stare, zapylone i zamglone wyże też nie bardzo pomagają. Pora więc na wielką czystkę: długo utrzymywane na północnych rubieżach masy chłodnego powietrza wreszcie utorowały sobie drogę na południe. Efekt? Za dnia większa przejrzystość powietrza i "normalne" zachmurzenie; w nocy zaś... no cóż, wyraźny chłodek, coś jak "wczesne tchnienie zimy" - organizmy wygrzane latem i nadal wciąż wysoką temperaturą dzienną, nad ranem mogą trochę zmarznąć. Cenna uwaga dla tych, co wciąż pod namiotami, oraz lubiących spać przy otwartym oknie. Tak jak ja.

    Czas "czystki" - nieważne jakiej - nigdy nie jest spokojny. "Niepokój w naturze" (Hydrozagadka?): wiatr zmienny, porywisty, zachmurzenie w godzinę przechodzące od czystego nieba do wybudowanych chmur burzowych, krótko trwające, lecz intensywne ulewy... i nareszcie brak komarów! Taka właśnie była ta wycieczka. Zmokłem, i to bardzo. I zmęczyłem nieco, zwłaszcza technicznie - przy okazji wymiany dętek założyłem ponownie na "Mietka" moje "miejskie" (czyt. gładkie) opony. Jak się na tym jeździ po deszczu tłumaczyć nie trzeba. Ale za to jak cicho...

    Po przesiadce na "nowe" opony znów mogę usłyszeć każdy detal pracy mojego rowerka. I nie powiem, żeby kakofonia dźwięków towarzysząca jeździe mnie ucieszyła. Tylne okładziny hamulca do wymiany natychmiast. Pedały (znowu?) już w agonii. Tylna przerzutka, domagająca się wymiany od co najmniej roku, teraz wystąpiła z otwartą akcją protestacyjną. Ale nawet to wszystko nie jest najgorsze; szczególną troską napawają mnie dziwne, dotąd niezidentyfikowane "trzaski i stuki" dochodzące z okolic przedniego segmentu napędu...

    Tylko tylnej piasty - szczególnie zapadek w bębenku - w ogóle nie słychać. Podobno tak ma być. A przecież cały rower w czasie jazdy powinien "doskonale milczeć". Tylko wtedy wiadomo, że absolutnie wszystko jest w porządku.

    No cóż, producenci sprzętu sportowego nie przewidują udziału sportowców o masie własnej należącej do kategorii "100+" (no chyba że w rzucie młotem, podnoszeniu ciężarów i sumo); a Słoni w szczególności. Takie życie.


    Kategoria Warsztatowe Igraszki

    Gość Niespodziewany, czyli Warsztat w Drodze

      d a n e    w y j a z d u 38.67 km 0.00 km teren 02:07 h Pr.śr.:18.27 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Środa, 17 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

    Znów na Bemowo; tą trasą co ostatnio, tyle że po drugiej stronie Wisły. Tam nie ma "wykopków", więc wyszło dużo szybciej. Po dojeździe na miejsce okazało się jednak, że... nigdzie dalej nie jadę. Przynajmniej bez poważnego ubrudzenia łapek. Powód? Proszę bardzo:



    Ładny? Bydlę przeszedł przez dętkę na wylot, z jedną dużą i zgrabną dziurką op stronie opony, i całą masą malutkich "dziabnięć" po stronie felgi. Załatać, przynajmniej do stanu, w którym można było rozpocząć powrót, udało się dopiero za trzecim razem; zużywając wszystkie duze łatki z zestawu. Oczywiście gdyby nie Jos nie pojechałbym nigdzie - nie miałem ze sobą pompki, a kompresor lotniskowy nie miał końcówki do Presty :) Jos na szczęście mieszka niedaleko, poratował więc przejściówką. Spieszył się też (do baby), więc mi ją zostawił. Na szczęście.

    W drodze powrotnej, w której zresztą trzy razy "zostałem zaobserwowany" przez moją Kasię - pokonującą ten sam dystans w sposób nieco bardziej "klasyczny" - "naprawka" niestety "się puściła". Sześć kilometrów od domu (odczyt z GPS). Połowę tej drogi musiałem przejść z rowerem na ramieniu w poszukiwaniu jakiejkolwiek stacji benzynowej, aby tam dokonać ponownej naprawy. Jak już wspominałem, na szczęście Jos zostawił mi przejściówkę...

    Kolejne dwie łatki, kolejna naprawa, kolejna próba dojazdu do domu. Udana oczywiście, choć następnego dnia rano znów w kole powietrza nie było. Znów trzeba było zanabyć nowe dętki. I uzupełnić własny podróżny zestaw warsztatowy o przejściówkę. Człowiek uczy się całe życie.


    Kategoria Wypadki, Usterki, inne Zdarzenia

    Czym skorupka za młodu, tym za tydzień na forum

      d a n e    w y j a z d u 17.26 km 0.00 km teren 00:50 h Pr.śr.:20.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Poniedziałek, 15 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

    No żesz w mordę raz jeszcze!...

    Ostatnio wypatrzyłem gdzieś artykuł o tym, jak to do bani jest nasz system szkolenia rowerzystów. No jest, owszem. Ale poniosło mnie trochę, jak dzisiaj TRZY pojazdy z "eLką" na dachu kolejno: jeden wyprzedził mnie nie zmieniając pasa ruchu, ba: nawet nie "odsuwając" się wcale; drugi zrobił to samo na skrzyżowaniu po czym zatrzymał się na... torach tramwajowych, bo dalej pojechać nie mógł; trzeci natomiast głosem męskim a donośnym mnie "na nauki" posłał, gdy turlającego się w korku "śmiałem byłem" wyprzedzić. Po lewej.

    Do tego historyjka z innej beczki: rower jedzie na skrzyżowaniu na wprost. Z przeciwnego kierunku radiowóz drogówki, skręca w lewo, więc się zatrzymuje. Rower przejeżdża mu przed nosem. W tym momencie inny samochód wyprzedza rower po jego prawej stronie. Drogówka spokojnie odjeżdża ze skrzyżowania (zupełnie przypadkiem w stronę zachodzącego słońca).

    A potem czytuje się na sieci komentarze że rowerzysta wtargnął przed jadący legalnie samochód i jeszcze miał pretensje...



    Pojazdów wszelakich spis lokalny

      d a n e    w y j a z d u 17.98 km 0.00 km teren 00:53 h Pr.śr.:20.35 km/h Pr.max:48.70 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Niedziela, 14 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

    Znowu nie ma o czym, więc będzie o tym co widać. A rzucało się ostatnio kilka ciekawych pojazdów, napotkanych na lokalnych alejkach rowerowych.

    - Poziomka-trzykółka - niby poziomki się widywało, niby na sieci oferty są, ale na żywo nie było jakoś okazji. A tu proszę: jedzie takie tuż przy ziemi, trzy kółka ma - jedno z tyłu napędzane, dwa z przodu do skrętu; rowerzysta bardzo nisko, bo żadna rura czy koło nie muszą być pod nim, stabilnie, spokojnie, ale nadal szybko i wygodnie. I nawet nie było to tak szerokie jak się obawiałem, Mniej więcej jak następny pojazd.

    - przyczepka dla dzieci - w zasadzie kawałek pojazdu. Po raz pierwszy z bliska. Fajne to, wygodne dla maluchów, o ile im błoto z koła na twarzyczki nie leci. I może być używane jako wózek zwykły bądź biegowy. Takie proste, a takie pożyteczne...

    - klasyczny trike - tu już w ogóle przesada, powiecie, bo to zupełnie nic nadzwyczajnego, i jeździły takie od zawsze. Oczywiście, tylko że... kiedy ostatni raz widzieliście coś takiego prowadzonego przez... dziecko z "problemem z głową" (sorry za określenie, nic złego na myśli nie mam, ale dyplomatą nigdy nie byłem i pewnie już nie będę)? A tu proszę, jedzie takie, pod opieką oczywiście, radzi sobie nieźle, nikomu nie wadzi... I oby tak dalej. Szerokiej drogi.

    I tu lista się kończy. Krótka, prawda? Ale jak nie ma o czym pisać, to lepiej pisać krótko i o niczym. Bo coś napisać trzeba. Aaaale Nuuudaaaa...



    Droga rozciągliwa

      d a n e    w y j a z d u 45.82 km 3.50 km teren 02:41 h Pr.śr.:17.08 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Czwartek, 4 sierpnia 2011 | dodano: 31.08.2011

    Nudziło mi się strasznie, więc pojechałem tam gdzie zwykle. Czyli gdzie, zapytacie? Wszędzie :)

    Najpierw Siekierkami na Wał. Potem wzdłuż wału na północ - zawsze chciałem sprawdzić dokąd ta ścieżka prowadzi - aż do jakiegoś zamkniętego terenu (zdaje się ujęcie wody). Nazad do miasta, drogami "najkrócej jak się da" żeby wrócić na alejkę przy Wiścle. Ale krótko się nie dało - tu wykopki bo budują, tam wykopki bo kreta wpuszczają, jeszcze gdzie indziej impreza sponsorowana na brzegu Wisły... zamknięta dla ruchu rowerowego. No żesz w mordę!...

    Tak doczłapałem się do Gdańskiego. Tutaj w lewo, przez pl. Wilsona (czyta się Wi... czy Łi...?) i dalej, prawie do końca prosto na Bemowo. Ciekawy zresztą odcinek alejki rowerowej wypatrzyłem: ponad 2m szerokości, równa jak stół bilardowy, zacieniona drzewem, daleko od chodnika i jezdni... A więc jednak można? A już myślałem, że "u nas to nie da rady".

    Powrót kalsycznie, po prostej, bo zdziabany byłem. Droga na lotnisko, którą zwykle robiłem w ok. pół godziny, tym razem wydłużyła się do dwóch. A po powrocie trzeba się znów wziąść za robotę...



    Wada wzroku, czyli Myśli nieuczesane

      d a n e    w y j a z d u 28.42 km 0.00 km teren 01:26 h Pr.śr.:19.83 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Der Gustav
    Środa, 3 sierpnia 2011 | dodano: 23.08.2011

    Zadziwiające: człowiek siedzi całymi dniami przy kompie, a nie ma czasu bloga uaktualnić...

    Mamy obecnie dzień 23. tego miesiąca, a wpis jest o wyjeździe z 3. - kupa czasu w plecy, prawda? A że wyjazd był "bezjajeczny", znów pogadam sobie o czymś innym.

    Jest sobie takie jedno "magiczne" miejsce w sieci. Nazwa trochę intrygująca, ale dla większości raczej nieciekawa: Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych. Już macie dość? Fajnie, bo ja nie. Forum owo należy do wyjątkowej - niemal elitarnej - grupy tych miejsc w sieci, gdzie porządku pilnuje się "ręką twardą, ale miłosierną". Nie będę się rozwodził o szczegółach: kto che to zajrzy, kto nie chce i tak tego nie przeczyta. Ale dzięki temu jest to również miejsce, które chętnie się odwiedza. A jest po co, nawet jeśli nie interesuje kogoś temat akurat symulatorów, i to w dodatku lotniczych.

    Blog jest rowerowy, więc wracamy do sedna: na owym forum od jakiegoś czasu (zdaje się że od "długiego majowego") ze zmienną popularnością, ale w miarę nieprzerwanie dyskutowany jest temat sytuacji na polskich drogach (zresztą pod wymownym wielce tytułem: Eksperyment "Weekend bez ofiar"). I, o dziwo, bez przeklinania.

    Było tam już o rowerzystach-zawalidrogach, było o BeeMWicach-mordercach, pieszych-samobójcach, TIR'ach-świętych-krowach, obecnie jest o motorach-zjawach-znikąd. Wesoło.

    A mnie się tak myśli o tym: wszystko to, co tam napisane, sprowadza się do jednego. Konkretnie wady wzroku. Silnej i wybiórczej w dodatku. Bo wszystko to tak naprawdę rezultat tego, że użytkownicy dróg "nie widzą". I nie chodzi mi o to, że ktoś tam był niewidoczny, czy cuś; chodzi o to, że ludzie przemieszczają się po drogach jak w półśnie, jak w letargu jakimś. Czy hipnozie nawet. Idą, jadą, pedałują, ale ten okres ich życia przestaje istnieć w chwili opuszczenia drogi. Zadnych wspomnień, żadnych przemyśleń, żadnych wniosków. Żadnej nauki. I taki się potem chwali, że przejechał tysiące kilometrów, że za kółkiem siedzi godzinami, że ileś lat nie miał wypadku. Że ma doświadczenie. Jakie konkretnie? ŻADNE.

    I znów nie będę się wdawał w szczegóły, bo nie mam ochoty pisać rozprawy naukowej; w dodatku w dziedzinie, na której się nie znam. Ale pomyślmy sobie wszyscy tak naprawdę: czy, jeśli nie zdarzyło się na drodze nic "szczególnego" (pieszy wyskakujący pod koła, rowerzysta zza zakrętu, motór znikąd itp.), pamiętamy w ogóle co się wokół nas przez te ileś tam minut/godzin działo?...