Marzec, 2011
Dystans całkowity: | 96.11 km (w terenie 1.00 km; 1.04%) |
Czas w ruchu: | 05:12 |
Średnia prędkość: | 18.48 km/h |
Maksymalna prędkość: | 43.80 km/h |
Liczba aktywności: | 5 |
Średnio na aktywność: | 19.22 km i 1h 02m |
Więcej statystyk |
100 lat! Wszystkiego Najlepszego!!
d a n e w y j a z d u
28.17 km
0.00 km teren
01:22 h
Pr.śr.:20.61 km/h
Pr.max:43.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Pojechałem wreszcie na dłuższą wycieczkę. Dosyć już miałem ciągłego kluczenia po mieście - światła, piesi, samochody... A że mieszkam obecnie niedaleko miejsca, w którym rozpoczęła się "Nowożytna Epoka Słonia na Rowerze", wybrałem się na jedną ze znanych wcześniej tras - w stronę ul. Romantycznej.
Po dojechaniu wreszcie do Trasy Siekierkowskiej - cały czas w dół - zaczęła się prawdziwa przyjemność. Stała prędkość, żadnych przeszkód, delikatny wiaterek w plecki... I nawet rowerzystów kilku było. Tylko jeden nie dał się wyprzedzić.
Trochę mnie poniosło więc. Wracało się sporo wolniej, głównie przez ten "delikatny" wiaterek. Na "zawrotce" ponownie poprawiałem pozycję siodełka. Nie wiem jak to się stało, że dotychczasowa przestała mi odpowiadać - mimo długiej przerwy w tym jednym elemencie nic nie zmieniałem. Teraz chyba już wszystko jest tak jak powinno. I nawet dupa nie boli tak jak ostatnio...
W drodze powrotnej jeden młody palant wyprzedzał mnie cieniasem po prawej stronie. Inny narwaniec, w "kurierskim dostawczaku", mocno się zdziwił, gdy do wyprzedzenia mnie nie wystarczyły mu dwa pierwsze biegi (patrz: Pr.max.). Takie tam uroki jazdy po mieście.
Ciepło było nareszcie. Pierwszy raz w tym roku nie marzyłem o zaginionych polarkach, i to mimo rezygnacji z koszulki "termicznej". Pewnikiem zasługa to braku chmur. I prawie braku wiatru. No cóż, czasu nie zawróci. Wiosna idzie...
A życzenia są dla Kasi, która dziś obchodzi urodzinki :)
Przemyślenia różne
d a n e w y j a z d u
15.16 km
0.00 km teren
00:50 h
Pr.śr.:18.19 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Dzisiaj tak, jak to w marcu bywa.
1. Kolejny ciekawy "fenomen" do kolekcji. Skrzyżowanie. Alejka rowerowa zaczyna się dwa metry przed nim. Przecina jezdnię razem z przejściem dla pieszych. Po dwóch kolejnych metrach się kończy. Żeby było ciekawiej, ani na początku, ani na końcu nie ma "bezpośredniego" połączenia zarówno z chodnikiem, jak i z jezdnią.
2. Coś mi się "giba" w napędzie. Konkretnie pomiędzy jednym pedałem a drugim. Znacie to uczucie, gdy niby wszystko jest w porządku, ale zmiana kierunku kręcenia powoduje lekko wyczuwalny, "miękki przeskok"? Ja znam aż za dobrze. Na domiar złego jak zejdę z rowerka to za nic nie mogę wykryć przyczyny...
3. Gdzieś mi wcięło polarki rowerkowe. Wszystkie trzy! Niby wiosna idzie, słonko niby, ciepło być powinno... ale nie jest. Dzisiaj przynajmniej. Jak się słonko za chmurką schowało, to rączki i klata zmarzły. Nogi sobie radzą, grzeją się same, ale na "górze" polar by się przydał. Ot, takie tam uroki życia na kartonach.
4. Na koniec poćwiczyłem sobie "stójkę". Coraz lepiej wychodzi, zarówno z zadem przyspawanym do siodełka, jak i na prostych nóżkach. A ostatnio sprawdzałem możliwość uniesienia koła przedniego. Przy tym odkleić zadka od siodła jeszcze się nie odważyłem...
Dylemat alejkowy
d a n e w y j a z d u
13.95 km
0.00 km teren
00:45 h
Pr.śr.:18.60 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Tak sobie czasem jadę i myślę...
W "Stolycy" wiele dróg jest dwujezdniowych, gdzie pasy ruchu w przeciwnych kierunkach oddzielone są "pasem zieleni". Często pasów w każdym kierunku jest więcej niż dwa (szczególnie wliczając dojazdówki), a po "zieleni" pocinają tramwaje. Ruch spory, ciężarówki niemal w centrum, dziesiątki samochodów nie tylko osobowych zastawiających wszystkie wolne fragmenty chodników. No i, już dla porządku, spora liczba pieszych.
Alejek rowerowych jest nadal mało. Pojawiają się (w myśl jakiejś tam uchwały radnych) głównie przy remontowanych ulicach (nie wszystkich, niestety); czasem jakaś "samorzutnie" objawi się przy szerokim chodniku czy w "rewitalizowanym" parku. Często jednak nie łączą się w jednolity ciąg, zmieniają kierunki, kończą się w dziwnych miejscach, prowadzą w inną stronę, niż główny kierunek drogi. Są oczywiście chlubne wyjątki, ale nie dotyczy to nadal takiego Mokotowa na przykład. Wielu innych części miasta też.
Jechałem sobie po takiej drodze. Ruch spory, ciasno - tuż po godzinach "szczytu". W głowie - jak zawsze - wyciąg najważniejszych artykułów PoRD, szczególnie dotyczących poruszania się rowerem. Jeden z nich mówi, że NIE WOLNO rowerzyście jechać po "asfalcie", jeśli równolegle do drogi, którą podąża, wytyczona jest alejka rowerowa. Słusznie czy nie - kłócić się nie należy. Tak stoi w przepisach i już.
Gdzieś jeszcze natomiast napisane jest, że "nieznajomość przepisów prawa nie zwalnia z konieczności ich przestrzegania", a tym samym i odpowiedzialności za popełnienie wykroczeń - czy przestępstw nawet - przeciw temu prawu. W sumie słusznie poniekąd. I tu zaczyna się temat do przemyśleń.
No więc jadę sobie. I myślę. Aż tu z zaskoczenia niemalże na kolejnym skrzyżowani (a konkretnie równolegle do przejścia dla pieszych ZA skrzyżowaniem, patrząc z kierunku mojego przybycia) alejka rowerowa przecina jezdnię. Wzdłuż chodnika po prawej stronie alejki dalej nie ma, ale po lewej - co udało mi się z trudem wypatrzeć z powodu nadmienianych już trudności - alejka się "rozdwaja". No to heja: na chodnik, zawrotka, czekanie na światłach, przejazd na druga stronę, a tu klops! Przy wjeździe na alejkę w interesującym mnie kierunku stoi znak "zakaz wjazdu" (znak B-2). Grzecznie więc (prawie) zjeżdżam na chodnik i obserwuję, czemu na alejce taki dziwoląg; ale sprawa się wyjaśnia szybko: po 50m alejka płynnie łączy się z jezdnią o ruchu przeciwnym, niż mój. Wracam więc na następnym skrzyżowaniu na "szosę". Po jakimś czasie sytuacja podobna: droga przecięta alejką, kontynuacja po lewej, zjeżdżam więc, ale alejka na kolejnej krzyżówce skręca całkowicie w lewo, więc wracam na asfalt.
Z drugiej zaś strony, gdyby nie przejazdy rowerowe na asfalcie, nawet bym nie wiedział, że alejka rowerowa gdzieś tu jest. I prawdę powiedziawszy mogło tak być dość często - kilkukrotnie przyłapałem się na tym, że faktycznie alejka biegnie po lewej stronie drogi, którą jadę; ale zwykle udawało mi się dostrzec ten fakt "przypadkiem", gdy ruch akurat na chwilę zmalał i w ogóle było cokolwiek widać. Znaki oznaczające pojawianie się tej alejki (takie jak C-13), umieszczone zapewne po lewej stronie, trudno dostrzec. Nie muszę chyba dodawać, że po prawej brak oczywiście jakichkolwiek aluzji chociażby dotyczących istnienia owej alejki. Szczególnie na warszawskich drogach, gdzie rowerzysta musi uważać na własne zdrowie i życie częściej, niż dumać o możliwym przebiegu jego trasy, przeoczyć taką alejkę łatwo.
Wyobraźmy sobie teraz, że jakiś "nadgorliwy" Pan Policjant mnie z tego tytułu zatrzymuje i próbuje ukarać. Czy w takiej sytuacji, korzystając wyłącznie z metod rzeczowej dyskusji z przytoczeniem konkretnych argumentów merytorycznych, zakładając Policjanta mniej lub bardziej "gorliwego", można by w ogóle myśleć o "wybronieniu się" przed mandatem?
Nie to, żeby mnie już coś takiego spotkało, i - odpukać w pusty baniak - mam nadzieję, że zdarzy się to nieprędko lub wcale; ale tak czysto hipotetycznie?...
Znów efekt "Miętkiej D...."
d a n e w y j a z d u
22.77 km
0.00 km teren
01:15 h
Pr.śr.:18.22 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Drugi dzień pięknej pogody stał się też drugim dniem na rowerku. Dystans nieco większy w czasie niemal takim samym.
O trasie rozwodzić się nie będę - nie jechałem tam "odkrywać nowych lądów, ani z obcych planet uszczknąć gruntu gramów". Po prostu wracam do zwyczaju, ot co. Boleśnie, należy dodać. Nie to, żebym się wyrżnął, czy zderzył, nic takiego. Ale takie jedno miejsce na ciele długo mi nie wybaczy...
A wszystkiemu winna - wiem to aż za dobrze - zbyt długa przerwa. Teraz pogoda się rypie, parę dni wolnych będzie, to może przejdzie.
Na pocieszenie kilka wiosennych fotek - gdy ja zamęczałem swoje "cztery", Kasia wzięła Decybela do parku.
Czasem, szczególnie gdy Kasia w pracy, własnie na Decybela zwalam odpowiedzialność za moje "przerwy". Ciekawe tylko co mi zrobi, jak się o tym dowie?...
A Bike is Reborn
d a n e w y j a z d u
16.06 km
1.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:16.06 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
I, przyznaję szczerze, najwyższy #*&%$ czas!
Nie jest prawdą, że rowerek "narodził się" dopiero teraz. Wszak już dwa (dość odległe w czasie) wyjazdy się na nim odbyły, z dość pozytywnym rezultatem zresztą. Pora jednak coś niecoś o samym pojeździe napisać, jako że brak mu było dotychczas właściwego przedstawienia.
Pojawienie się w otoczeniu Słonia nowego roweru, zwłaszcza w tym jakże trudnym finansowo okresie, wywołane było palącą (tak się przynajmniej wydawało) potrzebą wypełnienia pewnej znaczącej luki w dostępnych środkach transportu. Ubytek ten zaistniał w wyniku nie pierwszego już, trwałego uszkodzenia struktury poprzedniego roweru - Flajta - stanowiącego dla mnie podstawowy środek transportu i rozrywki w terenach innych, niż górski.
Rower narodził się poprzez "operację przeszczepu kręgosłupa": prawie wszystkie pozostałe komponenty pochodzą z poprzednika; o jednym jedynym wyjątku będzie za chwileczkę. Dodać należy, iż "przekładka" była doskonałą okazją sprawdzenia stanu tychże; wnioski również w dalszej części artykułu.
Teraz o tym, co się zmieniło, czyli "kręgosłup":
Korzenie tej konstrukcji, dla znających temat choć trochę, są dobrze znane. Wyroby producenta ramy, firmy GT Bicycles, znane i rozpoznawalne są przede wszystkim poprzez charakterystyczne rozwiązanie górnego węzła, tzw. "trzeciego trójkąta". Taka forma połączenia ma podnosić przede wszystkim sztywność całej konstrukcji; trudno jest mi określić, w jakim stopniu osiągnięto w tym względzie sukces. Mnie natomiast do tego wyboru przekonał inny nieco detal tego samego elementu, widoczny na zdjęciu poniżej:
Jak widać, to miejsce, które zawiodło w obu poprzednich wypadkach, tutaj wygląda zupełnie inaczej. Rura podsiodłowa nie jest dospawana "na styk" do górnej, lecz przechodzi przez nią "na wylot"; pozwala to zarówno zwiększyć powierzchnię łączenia, jak i równomiernie rozłożyć przeniesienie obciążeń pomiędzy tymi elementami. Dodatkową "atrakcją" jest fakt, że "rozcięcie" umożliwiające zaciśnięcie rury na sztycy nie znajduje się - jak w większości znanych mi konstrukcji - z tyłu, w miejscu największych nacisków przenoszonych przez sztycę, lecz z przodu, gdzie obciążenie jest praktycznie zerowe.
Nie wiem, czy to rozwiązanie na pewno będzie w stanie poradzić sobie ze wszystkim, czym ramę tą Słoń w niedługim czasie potraktuje; jeśli jednak zawiedzie, to wszystko inne też.
Geometrycznie rama jest niemal identyczna z poprzednią. Po złożeniu razem dolnych powierzchni główki i tylnych osi obu (już sam fakt, że się dało, zasługuje na odnotowanie), pozostałe kluczowe elementy - położenie osi supportu oraz wysokość i kąt nachylenia rury podsiodłowej - nie różniły się więcej niż 3 mm. Nie spodziewam się więc żadnych odczuwalnych różnic w "charakterze" nowego pojazdu, szczególnie że i ciężar całości wyszedł niemal dokładnie taki sam. Tutaj więc żadnych niespodzianek nie będzie.
To, co jednak było zaskoczeniem, i wymusiło zakup nowego komponentu, to wysokość główki ramy. Okazała się ona wyższa o dokładnie 15 mm od opisu sprzedawcy (zakup w sieci) oraz, identycznego z opisem, tego samego wymiaru we Flajcie. Jak wiadomo zaś, wymiar ten jest kluczowy przy doborze pewnych innych parametrów, szczególnie długości rury sterowej widelca. Już w poprzedniej ramie wystawał on niewiele - podkładki pod mostkiem miały ledwie 13 mm. Z prostej kalkulacji widać więc, że bez podjęcia odpowiednich kroków nie dałoby się (a ściślej - dałoby, ale z niebezpiecznie wysoko założonym mostkiem) wykorzystać dotychczasowego amortyzatora. Po pewnych kłopotliwych poszukiwaniach udało się jednak znaleźć rozwiązanie - łożyska sterowe, które znacznie mniej wystawały z główki ramy. W rezultacie tego jedyną - poza ramą - zmianą w nowym rowerze są "stery" firmy FSA, o wdzięcznej nazwie... i tu zagwozdka, bo jakiejś lotniczej, ale nie ma ich już w sprzedaży (poprzedni rocznik czy cuś...), więc nie mogę sprawdzić żeby sobie przypomnieć. W każdym radzie działają.
Samo przekładanie całej reszty było "czystą" przyjemnością. Trochę szmatką tu, trochę smaru tam... "warsztatowe igraszki" w sterylnej postaci. Największe przejścia miałem z doborem długości pancerzy linek, bo przecież z ramą nie było "wzorca", z którego można by ściągać. Po pierwszych wyjazdach okazało się, że odcinki przy samej kierownicy zostawiłem stanowczo zbyt długie, co nie dość że psuło efekt estetyczny i użytkowy, to jeszcze... utrudniało ruchy kierownicą! Na szczęście wszystko już wróciło na miejsce.
Wyjazdów rowerek odbył już trzy, we wszystkich spisując się względnie nieźle. Owszem, to i owo się jeszcze regulowało, ale na to nie ma rady. Żeby coś "dopieścić", trzeba to najpierw sprawdzić. Okazało się przy okazji, że tylna przerzutka - wysłużony już (6k km) LX - jest już tak pogięta i rozklepana, że nie pozwala korzystać z dwóch największych zębatek. Cała reszta jak na razie radzi sobie nieźle - nawet przednie Alivio, po którym nie spodziewałem się aż takiego przebiegu.
Z tą tylną przerzutką to też trochę kłopot. W sumie można wymienić, ale... w tym rowerze napęd jest nadal 8-rzędowy (kaseta również LX, ale wymieniana nie tak znowu dawno). W sumie można jeszcze nabyć takie, ale... no właśnie, wiecznie dostępne nie będą, szczególnie w grupach o "wyższej" wytrzymałości, czyli niezbędnych dla spokoju ducha wymagającego jednak Słonia. No ale przecież przejście na "9" nie jest takie proste - wymaga wymiany: piasty koła, kasety, przerzutki i manetki co najmniej; dobrze by było wymienić też łańcuch, a dalej drugą manetkę i przerzutkę. A na takie fanaberie pozwolić sobie na razie nie mogę.
I tyle by tego było. Sam wyjazd, poza tym, że w ogóle się odbył, niczym szczególnym się w historii nie zapisał. Ot, taki "spacer po mieście", żeby trochę rozruszać stare kości po nieprzyzwoicie długiej przerwie; sprawdzić dopasowanie ciuszków, czy aby po zimie nie zrobiły się tu i ówdzie przykuse; no i przede wszystkim odetchnąć świeżym rześkim powietrzem, póki jeszcze można - wiosna zdaje się galopować dziwnie prędko w tym roku, i ani się człowiek zorientuje, a znów będzie nieludzki upał...
Więcej ciekawostek z życia "ssaków wielkich" obiecuję następnym razem.
Kategoria Jazda Próbna, Warsztatowe Igraszki