Marzec, 2009
Dystans całkowity: | 276.60 km (w terenie 14.40 km; 5.21%) |
Czas w ruchu: | 13:00 |
Średnia prędkość: | 21.28 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 185 (96 %) |
Maks. tętno średnie: | 164 (85 %) |
Suma kalorii: | 14201 kcal |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 27.66 km i 1h 18m |
Więcej statystyk |
Płukanie mięśni
d a n e w y j a z d u
18.94 km
0.00 km teren
00:53 h
Pr.śr.:21.44 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max:176 ( 91%)
HR avg:138 ( 71%)
Podjazdy: m
Kalorie: 939 kcal
Rower:De Flajt!
... z pytaniem, czy nie miałbym ochoty na wyjazd :)
Spotkaliśmy się pod jego domkiem, a że kolega jeszcze słaby w płucach, a ja już zmęczony, pojechaliśmy więc relaksacyjnie do Konstancina. Naprawdę przyjemnie było czuć, jak z mięśni wypłukuje się całe zmęczenie z poprzedniego odcinka...
Na miejscu przerwa na spożywczak, bo trzeba było coś do picia nabyć, i do domku. Jak na jeden dzień to wystarczająco dużo.
A rowerzystów były całe tłumy. Naprawdę można uwierzyć, że to już wiosna...
Wiosenny sprint
d a n e w y j a z d u
23.40 km
0.00 km teren
00:52 h
Pr.śr.:27.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:10.0
HR max:185 ( 96%)
HR avg:164 ( 85%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1252 kcal
Rower:De Flajt!
Wpis z datą o jeden dzień wcześniejszą. Wyjazd składał się z dwóch etapów tak różnych, że warto wpisać je oddzielnie.
Słonko wyszło. Ciepełko. Oponki letnie założone dzień wcześniej. I tylko wiaterek, niezbyt silny, ale zauważalny. Podobnie jak kiedyś, na początku września, wybrałem się na sportowy wypad. I nie powiem, jechało się super. Pod koniec, mimo iż powrót z wiatrem, tętno moje dochodziło do naprawdę niebotycznych wartości, osiągając maksymalnie 185 bpm. Życiowy rekord. No i fajnie :)
Nie udało się poprawić rekordu prędkości z września, przez wiaterek zapewne. Ale tak samo jak wtedy, nie byłem szczególnie zmęczony, jak można by się spodziewać. I wtedy właśnie zadzwonił kolega...
Słonko wreszcie
d a n e w y j a z d u
40.39 km
13.15 km teren
02:01 h
Pr.śr.:20.03 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max:174 ( 90%)
HR avg:146 ( 76%)
Podjazdy: m
Kalorie: 2341 kcal
Rower:De Flajt!
Jeden dzień słonka. Dosłownie. Wiatr co prawda okrutny, ale w planie było sporo lasu, więc się nie martwiłem na zapas.
W planie było odszukanie początku czerwonego szlaku rowerowego do Czerska, gdzieś na południowym skraju Lasu Kabackiego, następnie na południe, przeskok szlakiem czarnym nad Wisłę, i powrót szlakiem niebieskim do Wawy. Nie udało się :) Po jakimś czasie błądzenia po lesie znalazłem szlak zielony. Skorzystałem więc z niego, udając się w z grubsza zaplanowanym kierunku. Dojechałem jednak tylko do jakiejś zupełnie nie znanej mi mieściny, i tam... szlak się urwał. Ostatni znak, jaki znalazłem, był zamalowany spray'em, następnych już nie było...
Bardzo to smutne. Odpocząłem więc na ryneczku, i wróciłem. I nawet słusznie, bo zaczęło się chmurzyć, i zrobiło się bardzo zimno...
A teraz fotka poglądowa, na której można prześledzić, co miało być, a co wyszło:
Tylko się nie śmiać proszę.
Wiosna...
d a n e w y j a z d u
14.90 km
0.00 km teren
00:40 h
Pr.śr.:22.35 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:5.0
HR max:170 ( 88%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 830 kcal
Rower:De Flajt!
Ptaszki śpiewają... Słonko przyjemnie świeci... Drogi suche... Motocykliści powyłazili z nor... Samochodziarzom klima zaczęła zamrażać mózgi... Choć to ostatnie robi niewielką różnicę, bo zimą całkiem nieźle je ugotowali... Cwaniactwo w adidaskach zapełniło chodniki i alejki rowerowe... Panienki zrzucają kolejne warstwy odzienia... Wszędzie pełno piachu po roztopach...
Trudno się skupić na przyjemności z jazdy. Zwłaszcza, gdy się komuś śpieszy do... nieważne, do czego. Jeszcze nie teraz.
Leczenie "syndromu dnia następnego"
d a n e w y j a z d u
21.83 km
0.75 km teren
01:04 h
Pr.śr.:20.47 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:4.0
HR max:178 ( 92%)
HR avg:135 ( 70%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1045 kcal
Rower:De Flajt!
O barbarzyńskiej porze zbudził mnie kolega. Słońce niemiłosiernie raziło w oczy, samochody koszmarnie hałasowały za oknem... To wszystko znamy. Kolega chciał na rower. Nie dał się spławić.
Po jakiejś godzinie wyjechaliśmy, trochę bez pomysłu, na "spacerek". Odwiedziliśmy Syrenkę. Muszę przyznać, że jechało się nadzwyczaj przyjemnie. Może ze względu na tempo; musiałem się trochę hamować, żeby kolega płuc nie wypluł :)
Pamiątka z odwiedzin u znajomej:
Wracaliśmy wzdłuż Wisły, trochę mniej popularną trasą. Był kawałeczek w błotku, trochę trawki. Cały przejazd był bardzo relaksacyjny. Jak już kolegę odstawiłem do domu, wróciłem do siebie po asfalcie. Tak żeby choć trochę przydepnąć w pedałki. Zresztą widać, jak bardzo różni się tętno maks od średniego. I już mi lepiej...
Na zapas
d a n e w y j a z d u
57.92 km
0.50 km teren
03:00 h
Pr.śr.:19.31 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max:123 ( 64%)
HR avg:143 ( 74%)
Podjazdy: m
Kalorie: 3385 kcal
Rower:De Flajt!
Plan był nieco inny, ale jak zwykle się pogmatwało :)
Jutro do pracy nie pojadę na rowerku, bo mam potrzebę szybko z niej wrócić. Wyjechałem więc, niejako na zapas, na krótką wycieczkę. Przynajmniej chciałem. Że pogoda była ładna, zdjąłem błotniki. Że wcześnie, zdjąłem nadmiar lampek. Że miało być krótko i sucho, nie brałem wody ani do picia, ani do spłukania rowerka. Chciałem też pierwotnie zmienić już oponki (tak mnie coś naszło, że wiosna itp.), ale na szczęście szkoda mi było czasu.
Miałem już wracać do domku, gdy kolega zadzwonił, że ma sprawę na Bemowie. Akurat byłem względnie niedaleko, więc decyzja mogła być tylko jedna. No i się zaczęło... Wielka chmura zasłoniła słońce, szkwał uderzył prosto w buzię, zaczął padać deszcz, potem grad, porypałem drogę, jeszcze więcej deszczu, nieprzewidziany remont wiaduktu, skrót przez las... Gdy już po zaledwie dwóch godzinach dotarłem na lotnisko, znów świeciło słońce.
Rowerek wtedy wyglądał mniej więcej tak:
ale, o dziwo, nie widać za dobrze, jak bardzo był up...rudzony :) O sobie to już nawet nie wspomnę. Trochę lepiej to widać na tej fotce:
na której, już po wstępnym otrzepaniu z błota, można również podziwiać moje dodatki zwiększające widoczność na drodze. Mysza jest odblaskowa. Cała. Wisi za uszy.
Cóż, najdelikatniej, jak się dało (żeby nikt ważny mnie nie widział w takim stanie) pozałatwiałem swoje sprawy, i zabrałem się za powrót. Zajął mi zaledwie godzinę, ale znów się rozpadało. Tylko wiatru coś ubyło, ale niewiele to pomogło, bo teraz miało wiać w plecy...
Czeka mnie teraz sporo porządków, ale akurat następne dwa dni na pewno jeździć nie będę, więc zdąży się wyprać, umyć, wysuszyć, nasmarować, itp. itd. Na razie atrakcji wystarczy.
P.S. Wiedziałem, że coś jest z Magicznym nie tak. Już parę razy go przyłapałem na tym, że wskazuje tętno max niższe, niż sam widziałem, ale tym razem przeszedł samego siebie: według niego dzisiejsze maksimum jest... niższe od średniej!
A może jest tu jeszcze coś, o czym nie wiem?...
Czyżby czyżyk?
d a n e w y j a z d u
20.34 km
0.00 km teren
00:57 h
Pr.śr.:21.41 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:De Flajt!
Już prawie wiosna...
Jechało się dobrze, właściwie powinienem już zmienić oponki na "letnie". Wieczorem było mokro, ale już bez deszczu. Wmordewind okrutny, że ledwo się deptało. Przez noc jednak, jak na złość, osłabł prawie całkowicie. Rano było normalnie. Trochę lodu zamiast kałuż. Poza tym sucho.
Zapomniałem czujniczka założyć, więc Magiczny nic nie liczył.
Zielono dość, ładnie; trochę soli na drogach, przez co bielsze są niż zwykle. Właściwie bardziej jasnoszare. Piękny wschód słońca - niebo czyste, różowe, niewielkie stratusy na horyzoncie. Od niedawna wracam z pracy już przy świetle dziennym...
Trójkąt "zdrowotny"
d a n e w y j a z d u
25.39 km
0.00 km teren
01:11 h
Pr.śr.:21.46 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max:165 ( 85%)
HR avg:145 ( 75%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1382 kcal
Rower:De Flajt!
Ludzie!! Ale wiaje!!!
Podeptałem prawie na sam koniec KEN'u, żeby odebrać wyniki poszukiwania płuc i serca:
Trochę było pod wiatr, trochę z bocznym. Nic strasznego. Ale potem, jak skierowałem się do pracy, wiaterek dziarsko dmuchnął mi w plecki :) Jak się leciało! Po raz pierwszy w płaskim terenie przekroczyłem dozwoloną prędkość!!!
... No dobra, nie po raz pierwszy :) Zresztą "prędkość dozwolona" to też ledwie czterdziestka, więc wyczyn żaden... poza tym małym wyjątkiem, że non - stop przez trzy kilometry. Za to jak zjeżdżałem z wiaduktu na Poleczkach (dla niewtajemniczonych - taki fajny wiadukt, że zakręca o 180 stopni), siła wiatru wystarczyła, żeby wyhamować mnie z ponad czterdziestki do bezpiecznych w tym miejscu kilkunastu... Słowo harcerza, że hamulców nawet nie dotknąłem.
Dojechałem, oddałem, i zacząłem wracać do domku. Ale co to był za powrót! Dokładnie pod wiater. Pierwszy to był raz w moim życiu, że czerwone światło na przejściu witałem z radością. Bo można było chwilkę odpocząć...
A teraz idę umyć rower. Dzisiaj nie pobrudził się co prawda prawie wcale, ale ostatnio nie miałem siły...
P.S. Łojejku, zapomniałbym! Stuknęło 150 godzin na rowerku! I przy okazji 3,1 kkm :)
Mgła
d a n e w y j a z d u
25.49 km
0.00 km teren
01:06 h
Pr.śr.:23.17 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:1.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:154 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1391 kcal
Rower:De Flajt!
To jedno słowo całkowicie mogłoby opisać wszystko. Ale jednak dopiszę to i owo. Do pracy bez wrażeń, może tyle tylko, że sucho i przyjemnie. Powrót za to obfitował w ciekawostki.
Pierwsza to taka, że po raz pierwszy ogranicznikiem prędkości była... kolka :) Mniej więcej od połowy drogi czułem, jak czai się gdzieś pod lewym żebrem, i tylko czeka, żeby mnie zdjąć z rowerka. Ale ja za cwany lis jestem: mierniczek tętna mam, oddech swój też "rozumiem". A i kolka nie jest dla mnie żadnym novum, choć już jakiś czas nie miałem z tą panią przyjemności... Skończyło się bez większych sensacji. Nie wiem dokładnie, jak mam ten fakt interpretować. Tak bardziej na wyczucie to mnie cieszy, bo chyba znaczy, że i oddech w porządku, i mięśnie też, tylko cuś innego teraz trzeba poprawić. Tylko co?...
Druga zaś była incydentem, w którym jeno o szerokość siaty zakupowej uniknąłem poważnego grzmotu. Otóż jechałem sobie legalnie po alejce przy KEN'ie, a mnie tu jakaś kobieta ładuje się przez przejście wprost pod koła! Kurczę, chwilę wcześniej patrzyła w moim kierunku (sam widziałem!), a jak uważni czytelnicy wiedzą, mojej lampki nie da się przeoczyć. Ale tuż przed alejką wsadziła łapę i oczy w siatę, i grzebie dziarsko. No i oczywiście, grzebiąc se w tej torbie i nie zwracając uwagi na resztę świata, lezie toto na pewną śmierć! Ludzkie słowo nie wypowie, co się wtedy działo. Zanotowałem tylko poślizg tylnego koła od hamowania, poślizg przedniego gdy wyjeżdżając z trawniczka usiłowałem uniknąć kontaktu z zaparkowanymi (na chodniku, do jasnej!...) samochodami, i skok tętna o ponad 10 bpm, odnotowany przez Magiczny. Ludziki drogie, to był tylko odruch; nie pytajcie mnie, jak to zrobiłem, bo nie wiem. Po prostu nie wiem... Ale udało się, jestem cały. Rower też.
Poza tym było jak zawsze: ot, nudny przejazd do pracy i nazad :D
Piękny dzień
d a n e w y j a z d u
28.00 km
0.00 km teren
01:16 h
Pr.śr.:22.11 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max:178 ( 92%)
HR avg:151 ( 78%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1636 kcal
Rower:De Flajt!
Zaczęło się od ślicznej pogody, a potem było już tylko lepiej. Rowerek, Żoliborz, spacerek, herbatka, obiadek, pogaduchy, i powrót.
To był naprawdę piękny dzień...