Wada wzroku, czyli Myśli nieuczesane
d a n e w y j a z d u
28.42 km
0.00 km teren
01:26 h
Pr.śr.:19.83 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Der Gustav
Zadziwiające: człowiek siedzi całymi dniami przy kompie, a nie ma czasu bloga uaktualnić...
Mamy obecnie dzień 23. tego miesiąca, a wpis jest o wyjeździe z 3. - kupa czasu w plecy, prawda? A że wyjazd był "bezjajeczny", znów pogadam sobie o czymś innym.
Jest sobie takie jedno "magiczne" miejsce w sieci. Nazwa trochę intrygująca, ale dla większości raczej nieciekawa: Forum Miłośników Symulatorów Lotniczych. Już macie dość? Fajnie, bo ja nie. Forum owo należy do wyjątkowej - niemal elitarnej - grupy tych miejsc w sieci, gdzie porządku pilnuje się "ręką twardą, ale miłosierną". Nie będę się rozwodził o szczegółach: kto che to zajrzy, kto nie chce i tak tego nie przeczyta. Ale dzięki temu jest to również miejsce, które chętnie się odwiedza. A jest po co, nawet jeśli nie interesuje kogoś temat akurat symulatorów, i to w dodatku lotniczych.
Blog jest rowerowy, więc wracamy do sedna: na owym forum od jakiegoś czasu (zdaje się że od "długiego majowego") ze zmienną popularnością, ale w miarę nieprzerwanie dyskutowany jest temat sytuacji na polskich drogach (zresztą pod wymownym wielce tytułem: Eksperyment "Weekend bez ofiar"). I, o dziwo, bez przeklinania.
Było tam już o rowerzystach-zawalidrogach, było o BeeMWicach-mordercach, pieszych-samobójcach, TIR'ach-świętych-krowach, obecnie jest o motorach-zjawach-znikąd. Wesoło.
A mnie się tak myśli o tym: wszystko to, co tam napisane, sprowadza się do jednego. Konkretnie wady wzroku. Silnej i wybiórczej w dodatku. Bo wszystko to tak naprawdę rezultat tego, że użytkownicy dróg "nie widzą". I nie chodzi mi o to, że ktoś tam był niewidoczny, czy cuś; chodzi o to, że ludzie przemieszczają się po drogach jak w półśnie, jak w letargu jakimś. Czy hipnozie nawet. Idą, jadą, pedałują, ale ten okres ich życia przestaje istnieć w chwili opuszczenia drogi. Zadnych wspomnień, żadnych przemyśleń, żadnych wniosków. Żadnej nauki. I taki się potem chwali, że przejechał tysiące kilometrów, że za kółkiem siedzi godzinami, że ileś lat nie miał wypadku. Że ma doświadczenie. Jakie konkretnie? ŻADNE.
I znów nie będę się wdawał w szczegóły, bo nie mam ochoty pisać rozprawy naukowej; w dodatku w dziedzinie, na której się nie znam. Ale pomyślmy sobie wszyscy tak naprawdę: czy, jeśli nie zdarzyło się na drodze nic "szczególnego" (pieszy wyskakujący pod koła, rowerzysta zza zakrętu, motór znikąd itp.), pamiętamy w ogóle co się wokół nas przez te ileś tam minut/godzin działo?...