Kampinoskie tajemnice
d a n e w y j a z d u
53.64 km
17.00 km teren
02:52 h
Pr.śr.:18.71 km/h
Pr.max:37.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:De Flajt!
Znów Kampinos s Jośkiem. W planie piachy jakieś i "coś jeszcze", więc zmieniam oponki na NN. Asfalty trochę będą trudniejsze, ale po lesie powinno być łatwiej. I było...
Zaczęło się od tego, że ciut pobłądziłem, i na spotkanie z Josem dotarłem spóźniony ponad pół godziny, objechawszy miejsce spotkania niemal dookoła i dojeżdżając do niego z kierunku zupełnie przeciwnego; na dodatek pokonując w niewłaściwym kierunku pierwsze kilometry planowanego wyjazdu :)
Pojechaliśmy więc na północ od Fortu Bema, aby jakimiś kolorowymi szlakami (zielony trochę, czerwony bardziej) zapuścić się wgłąb lasu. Ludzi było tam... za dużo. Weekend, ciepełko, na dodatek z "przyczyn zewnętrznych" wszyscy mieli wolne. Nic dziwnego, że poszli "w las".
Głównie więc szlakami, ale trochę jakąś nieoznaczoną ścieżką dojechaliśmy do czegoś co Jos nazwał "Kwaterą Atomową". Nie wiem, ile w tym prawdy, ale faktycznie wyglądało to na opuszczony i zaniedbany obiekt wojskowy. I raczej kwaterowy niż funkcjonalny.
Gdyby wyłożyć tam sporo kasy, byłby piękny hotel w środku puszczy. Ale tak się pewnie nie stanie; teraz zaś obiekt mają we władaniu miłośnicy ASG, którzy także w czasie naszej wizyty ganiali się po budynkach, lasach, bunkrach, okopach...
Wydostaliśmy się stamtąd zupełnie bez drogi, ale za to na północ :) Tam natrafiliśmy na ścieżkę którą kilku zapaleńców sobie biegało. My zaś musieliśmy z jechać z czegoś, czego na tym zdjęciu nie widać najlepiej:
... a co jako żywo przypomniało mi Pieniny. Tylko nie na tym rowerze...
Ale dało rady. Ładnie się spisał amorek (ten sam co w Pieninach), oponki też pokazały, co potrafią. Było dużo łatwiej, niż się spodziewałem.
Dalej na zachód, do Sierakowa, przecudną ścieżką wiodącą tuż przy drodze, a ewidentnie stworzoną przez i dla rowerzystów. Cudnie było. Potem na południe do Izabelina. Przerwa u Jośka rodziców, i samotny powrót do domu. Ale to już było sporo po trzydziestym kilometrze, a miałem przed sobą następne -naście. Po asfalcie niby, ale na piaskowych oponkach, i jak zwykle pod wiatr. Zmordowany niemiłosiernie zakończyłem wyjazd na kilometrach pięćdziesięciu i trzech na dodatek. Pora na przerwę.
Na koniec "pamiętniczek dystansowy":
Total przekroczył 6k km, na Flajcie zaś dokręciłem do 5,5k km. Byczkowi nadal brakuje 5km do pełnej pięćsetki, ale i tak jest fajnie.