• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Kampinoskie tajemnice

      d a n e    w y j a z d u 53.64 km 17.00 km teren 02:52 h Pr.śr.:18.71 km/h Pr.max:37.30 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:De Flajt!
    Niedziela, 18 kwietnia 2010 | dodano: 27.04.2010

    Znów Kampinos s Jośkiem. W planie piachy jakieś i "coś jeszcze", więc zmieniam oponki na NN. Asfalty trochę będą trudniejsze, ale po lesie powinno być łatwiej. I było...

    Zaczęło się od tego, że ciut pobłądziłem, i na spotkanie z Josem dotarłem spóźniony ponad pół godziny, objechawszy miejsce spotkania niemal dookoła i dojeżdżając do niego z kierunku zupełnie przeciwnego; na dodatek pokonując w niewłaściwym kierunku pierwsze kilometry planowanego wyjazdu :)

    Pojechaliśmy więc na północ od Fortu Bema, aby jakimiś kolorowymi szlakami (zielony trochę, czerwony bardziej) zapuścić się wgłąb lasu. Ludzi było tam... za dużo. Weekend, ciepełko, na dodatek z "przyczyn zewnętrznych" wszyscy mieli wolne. Nic dziwnego, że poszli "w las".

    Głównie więc szlakami, ale trochę jakąś nieoznaczoną ścieżką dojechaliśmy do czegoś co Jos nazwał "Kwaterą Atomową". Nie wiem, ile w tym prawdy, ale faktycznie wyglądało to na opuszczony i zaniedbany obiekt wojskowy. I raczej kwaterowy niż funkcjonalny.



    Gdyby wyłożyć tam sporo kasy, byłby piękny hotel w środku puszczy. Ale tak się pewnie nie stanie; teraz zaś obiekt mają we władaniu miłośnicy ASG, którzy także w czasie naszej wizyty ganiali się po budynkach, lasach, bunkrach, okopach...

    Wydostaliśmy się stamtąd zupełnie bez drogi, ale za to na północ :) Tam natrafiliśmy na ścieżkę którą kilku zapaleńców sobie biegało. My zaś musieliśmy z jechać z czegoś, czego na tym zdjęciu nie widać najlepiej:



    ... a co jako żywo przypomniało mi Pieniny. Tylko nie na tym rowerze...

    Ale dało rady. Ładnie się spisał amorek (ten sam co w Pieninach), oponki też pokazały, co potrafią. Było dużo łatwiej, niż się spodziewałem.

    Dalej na zachód, do Sierakowa, przecudną ścieżką wiodącą tuż przy drodze, a ewidentnie stworzoną przez i dla rowerzystów. Cudnie było. Potem na południe do Izabelina. Przerwa u Jośka rodziców, i samotny powrót do domu. Ale to już było sporo po trzydziestym kilometrze, a miałem przed sobą następne -naście. Po asfalcie niby, ale na piaskowych oponkach, i jak zwykle pod wiatr. Zmordowany niemiłosiernie zakończyłem wyjazd na kilometrach pięćdziesięciu i trzech na dodatek. Pora na przerwę.

    Na koniec "pamiętniczek dystansowy":

    Total przekroczył 6k km, na Flajcie zaś dokręciłem do 5,5k km. Byczkowi nadal brakuje 5km do pełnej pięćsetki, ale i tak jest fajnie.




    komentarze
    Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa csiez
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]