Im głębiej w las...
d a n e w y j a z d u
63.41 km
18.80 km teren
04:26 h
Pr.śr.:14.30 km/h
Pr.max:39.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:De Flajt!
...tym więcej piachu w łożyskach.
Święta idą. Za wyjątkiem wielkiego obżarstwa charakteryzują się tym, że niby wszyscy mają wolne, ale nikt nie ma czasu.
W takim jednym sklepie sportowym reklamowali się, że komis wiosenny. Pojechaliśmy więc z Jośkiem ten komis obejrzeć. I znów, jak to w Polsce bywa, aby nie powiedzieć nic złego należałoby tutaj przerwać. No cóż. Dobrze, że w ogóle był, może kiedyś wyewoluuje (bardzo trudne słowo...) w coś sensownego.
Ponieważ jednak w weekend nie da się pojeździć, a Jos miał w planie wypad do Izabelina, postanowiliśmy pojechać razem, nieco trasę rozciągając na okoliczne lasy. To Jośka teren, zna tam każdą prawie ścieżkę, więc miałem nadzieję na coś nowego.
Najpierw na północ, do "garażu", aby mój przewodnik mógł zmienić pojazd z "ostrego" na "górala". Trzy słowa na temat rowerów: góral Jośka to z grubsza to samo, czym jeździł ze mną w Pieninach; "ostry" zaś to Jego najnowsze "dziecko". Bazuje na ramie tego, na czym startował w Waypoint'cie. Z tyłu jednak zarządził takie kombinacje, któych po dziś dzień nie rozumiem, pozostawiając jedną tylko, małą zębatkę; z przodu zaś nadal ma trzy tryby, z tym że bez przerzutki - ze względu na stałą długość łańcucha i brak napinacza. Waży to więcej niż mój Flajt, i poza tym, że stanowi "proof of concept" nie nadaje się prawie do niczego. I dobrze, większa dzięki temu szansa, że mu na mieście nie "zniknie"...
No i pojechaliśmy. Trochę na zachód po północnej granicy lotniska, a później na południe, aż do Fortu Babice. O którego istnieniu zresztą dowiedziałem się dopiero dziś. Swoją drogą ciekawa historia z tymi fortami wokół Warszawy; jak ktoś zainteresowany, szczerze polecam poszukać. Rozpocząć można od strony Wikipedii, zatytułowanej "Twierdza Warszawa", dalej powinno pójść łatwiej.
Znów kawałek na zachód, do znanego mi już "języka" Kampinosu. Tam też odkryłem ciekawostkę administracyjną - wyjeżdżając z jednej wsi wjeżdża się jednocześnie do dwóch następnych:
Dalej, po piachach i ścieżkach leśnych, dość głęboko w południowe rubieże Parku. Szukaliśmy tam jakiejś dróżki, która miała prowadzić po zachodniej stronie takiego jednego jeziorka - ostatniego zbiornika tamtejszej oczyszczalni "szarej wody". Nie dało się. Nawrotka do Hornówka, i od drugiej strony do tego samego jeziorka:
Groblą nad odpływem z jeziorka; do miejscowości o wdzięcznej nazwie Truskaw. Następnie na północ, po koszmarnej drodze donikąd (sporo ich w tym województwie...). Pociecha w tym, że w miejscu na mapie oznaczonym tym słowem zaczęła się fajna, choć lekko zbyt piaszczysta dla moich gładkich oponek, dróżka na wschód. Nią też dostaliśmy się do Sierakowa, i dalej już asfaltem do Izabelina.
Przyznam szczerze, ta trasa dość mocno mnie zaskoczyła. Naprawdę można było poczuć trochę przyrody i zapomnieć o molochu miejskim choć na chwilę. Mam nadzieję, że dane mi będzie te okolice zwiedzać nieco częściej. Tylko, cholewcia, trochę daleko...
Wracałem mniej lub bardziej znanymi szlakami, prawie prosto na południe. Złapała mnie burza, znów oszczekał mnie kundel przy przecinaniu "poznańskiej dwójki"... Do tego pedałki zaczęły bardzo dziwnie i niepokojąco stukać i "zaciągać". Po przyjeździe do domku okazało się, że wcięło gdzieś kapturki ochronne, a na łożyskach pedałków są straszne luzy i tona piachu. Wot, przykrost'.
Ale wesoło było. Dzięki, Jos. Do następnego.
Kategoria Wypadki, Usterki, inne Zdarzenia