TO żyje!!
d a n e w y j a z d u
3.20 km
0.00 km teren
00:15 h
Pr.śr.:12.80 km/h
Pr.max:36.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:De Flajt!
Ale co to za życie... Ze zbyt długiego zimowego snu dziś właśnie obudził się De Flajt. Sukces ten jednak przyprawiony jest nutką goryczy; rowerek nie tylko nie jest w pełni sprawny, ale również aby mógł w ogóle jeździć, dawcą jednego ważnego "organu" musiał zostać Byczek.
"Krótki" raport z zajęć warsztatowych.
Gdzieś w grudniu, gdy już jasnym się stało, że dalsza eksploatacja Flajta z jego fabrycznym amorkiem grozi śmiercią lub kalectwem, zabrałem się za jego "przegląd zimowy". Rozbieranie szło szybko, bo i nad czym się tu głowić? Kolejno z rowerka spadły, i następującej obróbce zostały poddane:
- Łańcuch - kupa smaru, upaćkane wszystko, co się tylko dało, ale zapinka ułatwiła sprawę. Ponownie spięty już poza rowerkiem łańcuszek wylądował na kilka dni w "kąpieli dieslowej". W jej trakcie przeczyszczony szczotą. Następnie wyjęty i wysuszony.
- Koła - prosty, "sportowy" temat. Natychmiast do wanny, gdzie pod delikatnym strumieniem ciepłej wody oraz przy zastosowaniu miękkiej szmatki pozbyły się błotka, piachu, kurzu itp. Dalej demontowane nie były - stosunkowo niedawno przydarzyła się im wymiana kulek i wewnętrznych bieżni; luzów też nie zdążyły złapać, więc raczej potrzeby nie było. Tylne koło, a konkretnie wielotryb, dodatkowo zaliczył "wydieslowanie" pędzelkiem, aby pozbyć się tego, co wlazło pomiędzy tryby i smarem z łańcuszka się posklejało. Wytarcie, wysuszenie, odstawienie.
- Przerzutki - obie, po zdjęciu, wymyte w wodzie, a następnie w dieslu. Przednia po wysuszeniu przesmarowana i odłożona. Tylna zaliczyła nieco więcej - rozebrane zostały i szczególnie potraktowane rolki napinacza. Po zaaplikowaniu odrobiny smaru na osie rolek i w mechanizm przerzutki całość złożona i na półkę.
- Korby - razem z pedałami i zębatkami. Zębatki odkręcone od korby, pedały nie. Całość umyta wodą, zębatki również... tym, co cała reszta. Przy okazji dało się zauważyć spore ich zużycie. Zanotowano; części do szafy.
- Siodło wraz ze sztycą - wyjęte z ramy i pod prysznic. I tyle wystarczy.
- Kierownica - tu trochę się namęczyłem. Linki od przerzutek były już odkręcone wcześniej, ale nie uśmiechało mi się dłubanie w hamulcach. Odkręciłem je więc w całości od ramy, i z takim "pająkiem" powędrowałem do łazienki. Znów szmatka w ruchu, suszenie i półeczka.
- Amorek - nieszczęsny XCR, który był łaskaw dokonać żywta. Umyty i wytarty czeka na... nie wiem w zasadzie, na co. Najpewniej posłuży za "pomoc naukową". Wszystko, co wisiało na rurze sterowej amorka, odłożone na półeczkę w oczekiwaniu na zmiennika.
I to w zasadzie wszystko; zostałem w tym miejscu z "gołą" ramą, w której nadal tkwił szczelny support, którego wolałem nie wyciągać (zresztą co mu się może stać, szczelny jest), oraz "kielichy sterów", których nawet nie miałbym czym wyjąć. I taką całość również poddałem procesowi mycia, suszenia i półkowania.
W takim stanie rowerek przeleżał trzy miesiące mniej więcej, aż wreszcie "zmiany w sytuacji geopolitycznej" umożliwiły, ale i umotywowały zabranie się za montaż. A przebiegał on w niemal odwrotnej kolejności, skomplikowany nieco regulacjami itp., ale wszyscy wiedzą, jak to wygląda, więc skupię się tylko na tym, co w jego trakcie odkryłem.
- Amorek - tu żadnych sensacji. Przełożony z Byka, RS Recon. Ładna rzecz, jak się okazało dokładnie o długości poprzedniego, więc... no właśnie. Rura sterowa okazała się być o milimetr czy dwa dłuższa od wcześniejszej. W efekcie musiałem dokupić sobie pierścionek dystansowy, żeby dało się w ogóle całość zmontować.
- Kierownica - pełen spokój. Pozbyłem się ostatecznie pozostałości po starym liczniczku.
- Siodełko - jak wyżej. Grzecznie wlazło na miejsce.
- Korby - tu się zaczęły przysłowiowe schody. Gniazda osi supportu (nieszczęsne "kwadraty") wyrobione dość znacznie. Założyć się dało, ale trzeba o tym pamiętać przy okazji jakiejś gwiazdki, czy czegoś tam... Do tego zębatki - tak koszmarnie wyrobione, zwłaszcza środkowa, że... szkoda gadać. Ale jak mus to mus.
- Koła - wlazły nie stawiając oporu
- Łańcuch i przerzutki - opisuję jednocześnie, bo razem zakładane. Wyszło na to, że zarówno ramka przedniej, jak i wózek tylnej nieco są pogięte, ale dało się wyregulować. Gorzej z łańcuchem. Na dużej zębatce z przodu wzdłuż połowy jej obwodu jego "rozciągnięcie" jest tak duże, że ostatnie ogniwa właściwie w ogóle nie wchodzą między zęby. W sumie nie powinienem się dziwić: 5 kkm to dystans niemały, a jeszcze przy moim deptaniu... Niniejszym ten właśnie element trafił na pierwszą pozycję listy zakupów. O ile jakiekolwiek zakupy będą miały miejsce...
Po złożeniu całości okazało się na koniec, że występuje jakieś dziwne "bicie" w okolicach tylnej piasty, którego pochodzenia na razie nie udało się ustalić; jak również na najmniejszej tylnej zębatce daje się słyszeć równie tajemniczy, grzechoczący odgłos. Będą one przedmiotem dalszego śledztwa.
Jazda próbna, której zresztą dotyczy ten wpis, wykazała, że "generalnie jeździć się da, ale każde mocniejsze nadepnięcie powoduje przeskok łańcucha; winnym tego zjawiska zdają się być po pierwsze nazbyt zużyty łańcuch, po drugie zaś zużyte zębatki przednie. Żadnych oscylacji wywołanych biciem piasty ani dziwnych odgłosów pedałowania nie zauważono."
No więc jeszcze trochę będę się musiał pomęczyć. Ale światełko w tunelu już widać. Oby to tylko nie był pośpieszny...
Kategoria Jazda Próbna, Warsztatowe Igraszki