• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Wyjazdu dzień pierwszy

      d a n e    w y j a z d u 4.70 km 1.60 km teren 00:30 h Pr.śr.:9.40 km/h Pr.max:23.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Da Bull!
    Niedziela, 27 września 2009 | dodano: 29.09.2009

    I stało się.

    Po całonocnej podróży dotarliśmy wreszcie do uroczej miejscowości "na końcu świata". Powiem tylko tyle, że chatka, w którj nocujemy, w swojej ponad stuletniej historii po raz pierwszy widzi internet. I pewnie nie może się nadziwić...

    Garść jeszcze informacji o przygotowaniach: do realizacji wyjazdu musiałem dokonać dwóch znaczących inwestycji. Po pierwsze wieszaczek na rowerki. Taki bajerancki, choć jeden z najtańszych. Wieszany na haku holowniczym; który zresztą, choć założony do samochodu w zupełnie innym celu, niezwykle okazał się przydatnym. Po raz kolejny potwierdziło się, że lepiej mieć niż nie mieć :)

    Drugą inwestycją, którą już zresztą wspominałem, były hamulce. Konkretnie zaś tarcze; moje mikruśne sto sześćdziesiątki musiałem - wiedząc, czego się będziemy mogli spodziewać - zmienić na większe: na tył zawitała niemal normalna tarcza sto osiemdziesiąt, na przód zagościła solidna patelnia o średnicy przekraczającej milimetrów dwieście.

    Największym jednak problemem było znalezienie adapterów, gdyż - niefartownie - moje hamulczyki mają mocowanie IS, zamiast "normalnego" Post-Mount. Nabiegałem się jak dziki. Ale znalazłem!

    Więc jesteśmy w górach. Po dwóch zarwanych nocach i ponad czterystu kilometrach poszedłem spać. Po drzemce jednak postanowiliśmy, korzystając z potrzeby wizyty w sklepie, "popróbować się z górkami".



    Przewodniczka mówiła: "tędy nie dacie rady, tamtędy to może, ale to trzeba być nienormalnym żeby tu na rowerach...". To "może" było wystarczające :) Zaczęliśmy króciutkim podjazdem. Trochę wypompowało płucka, bo diabelnie stromo, ale daje rady... do chwili, gdy zaczyna się zjazd. Panie, co tam się działo...



    Stromo. Kamieniście. Trochę błota i trawy, kszaczory bijące po kasku. Niedoświadczone mieszczuchy, z pełnymi gaciami strachu i obłędem w oczach, panicznie zaciskając klamki hamulców rzucili się w przepaść. Tego już ludzkie słowo opisać nie zdoła...

    Na dole krótki pacierz dziękczynny, i rogal dookoła całej głowy :D

    Do sklepu po chodniczku, powrocik po asfalcie... aż do podjazdu pod samą chatką. Josiek podjechał. Ja nie dałem rady...

    A teraz do łózia. Jutro plan znacznie ambitniejszy. Przynajmniej na razie :)




    komentarze
    jowiko50 | 13:05 piątek, 2 października 2009 | linkuj sprawdziłam... w Krościenku byłam na wycieczce szkolnej w 1966r... Ile to lat temu? Miejsce warte odwiedzenia, ale ja tam tylko chodziłam pieszo nie licząc spływu Dunajcem... miłego pobytu!
    jowiko50 | 13:00 piątek, 2 października 2009 | linkuj rzeczywiście ciekawe... ale gdzie Cię to "diabli" (odpukać!!!) ponieśli
    Krushon
    | 22:19 wtorek, 29 września 2009 | linkuj Oj, nawet bardzo. Serdecznie polecam ciąg dalszy. Zwłaszcza że pojawi się kilka pytań, na które rad byłbym otrzymać odpowiedzi...
    djk71
    | 09:55 wtorek, 29 września 2009 | linkuj Zaczyna się ciekawie ;-)
    Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa hmree
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]