Powrót Nocnego Słonia
d a n e w y j a z d u
72.20 km
0.00 km teren
03:32 h
Pr.śr.:20.43 km/h
Pr.max:39.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:De Flajt!
Więc wreszcie powróciłem na trasę Nocnej Masy Krytycznej. Zbiórka jak zwykle pod kolumną, wyjazd o północy... miał być, ale się komuś kółko popsuło :) Solidarnie więc, jeszcze przed rozpoczęciem wyjazdu, zaczekaliśmy, aż obecni na miejscu fachowcy usprawnią pechowego bicykla. Ruszyliśmy jakieś dwadzieścia minut później. Kolega Jos dołączył chwilę wcześniej, więc znów będą pogaduchy w czasie jazdy. Jak za "starych" czasów :)
Ciepłe ciuszki w plecaku. Środek nocy niby, ale jeszcze ciepło. Masa ruszyła dość spokojnie i cierpliwie, nie powtarzały się przypadki "ucieczki" czoła, gdy ogonek zostawał na światłach. Najpierw w dół, do rzeki, skok na prawy brzeg i jazda na wschód. Tempo nieco szybkie, ale jeszcze nie problematyczne. Odchylenie trasy na północ, i już nie wiem, gdzie jestem :) Tym razem jednak spokojny, bo nawet "w razie w" mój kompasik satelitkowy powinien doprowadzić mnie do domciu.
Na pierwszą przerwę stanęliśmy w sumie nigdzie - pomiędzy parkiem z ławeczkami a stacją benzynową ze sklepem. Staliśmy tak dosyć długo, czekając na zakupowiczów, aż zrobiło się trochę chłodno... I pojechaliśmy dalej. Pomyślałem sobie, że jeszcze poczekam z wyciągnięciem bluzy, może się uda rozgrzać. Nie ujechaliśmy za daleko, a tu... znów przerwa. W środku lasu, ciemno, głucho... Dobrze że pobocze było bardzo szerokie. Gdy już wszyscy zaczęli się niecierpliwić okazało się, że czekamy na kolejnego pechowca z "flaczkiem".
Dalej już było spokojnie. Przerwy nieco za częste i ciut długie, tempo zaś w miarę przyzwoite; dzięki temu do miejsca, w którym ogłoszono koniec trasy, dotrwała całkiem spora ekipa. Znów przy Siekierkach. Wzdłuż Dolinki, w drogę powrotną, ruszyłem w małej, sześcioosobowej grupie; jednak rozeszła się ona zanim zdążyliśmy dojechać do KEN'u. Dalej już sam. Ciemno, zimno, i widoków żadnych...
W domku byłem, o ile pamiętam, coś koło piątej. Rower na górę, ciuchy na zmianę, prysznic, i w samochód - odebrać następnego "podróżnika" z Dworca Zachodniego. Zapowiadał się kolejny długi dzień.
W sumie nie była to jakoś szczególnie ciekawa wycieczka. Ale bardzo dobrze, że się odbyła. Muszę znów zacząć więcej jeździć, bo niedługo mój obwód przekroczy obwód oponek :D
No i fajnie było znów spotkać się z Jośkiem. Narobił mi smaka na przełajówki. Już się zgadujemy na wypad w jakiś teren. Szczegóły pewnie niedługo :)