Kosmiczny błąd
d a n e w y j a z d u
13.43 km
0.00 km teren
00:37 h
Pr.śr.:21.78 km/h
Pr.max:42.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: 949 kcal
Rower:De Flajt!
Tak mnie trochę zastanowiło...
Mój nowy liczniczek, bazujący na danych systemu GPS, liczy sobie zużyte kaloryje. Niby ma z czego: zna mój ciężar, bo mu wpisałem; zna odległość i prędkość przemieszczania się, bo to przecież liczy; zna nabraną wysokość, w czasie nabierania której trzeba się mocniej wysilić, zna też wysokość utraconą, której pokonanie praktycznie nie wymaga wysiłku. Wie więc sporo. Wie nawet, jaki rodzaj aktywności sportowej uprawiam, bo to ustawia się również; może więc do obliczeń dodać takie wartości, jak wydajność czy opory własne - przecież rowerek we w miarę dobrym stanie raczej nie stawia zbyt dużego oporu, więc nawet jeśli rowerki różnią się nieco od siebie, można i tu przyjąć jakąś średnią statystyczną.
Jednak nawet tak mądry liczniczek nie jest w stanie uwzględnić jednego, na rowerku szczególnie ważnego czynnika. Wiatru. Wszyscy wiemy, jak ważne jest to, czy wieje nam w plecki, czy w buzię, no i jak mocno przecież. A liczniczek nie wie. Nie wie, czy jadę w lesie, czy przez pola, czy za autobusem, czy też przed; i czy wreszcie siedzę prosto, robiąc za mniej lub bardziej pożądany żagiel, czy zwijam się w pozycji "wyścigowo - embrionalnej", czy też wreszcie może jadę na "poziomce" i cały ten wiatr mam głęboko gdzieś.
Więc skąd bierze takie a nie inne wyniki? Odpowiedź jest banalnie prosta.
Z kosmosu :)