Watek kulinarny
d a n e w y j a z d u
30.50 km
16.00 km teren
02:25 h
Pr.śr.:12.62 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:28.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Da Bull!
Pojechalem znow na Sugar Bottom; tym razem juz od domu na rowerze, a do tego sam. I niech no dorwe tego co twierdzil, ze centralna ameryka jest rowna jak stol. Juz ja bym go pogonil po tych nieistniejacych przeciez pagorkach i dolinkach. Ciekawe, co by potem powiedzial.
Nawet sam dojazd byl wyzwaniem. Zwlaszcza juz na terenie Obszaru Rekreacyjnego, a jeszcze przed dojazdem do wlasciwych tras rowerowych. Niejeden samochod moglby - i zapewne tak sie zdarza - miec problem z podjechaniem. A co dopiero rowerek :)
Po kilku minutach znow bylem "na trasie". I znow dostalem w kosc. Jedyna roznica jak na razie jest taka, ze bylem w stanie wiecej uwagi skupic na swoim rowerku. Akurat tyle, aby moc wsluchac sie w miarowe mlaskanie i postekiwania obu amorkow. Gdyby nie towarzyszylo im ciezkie sapanie rowerzysty, pomyslalbym, ze gdzies obok odbywa sie wielka sredniowieczna uczta :D
Wynurzylem sie z lasu ciezko zmordowany. W czasie odpoczynku przed powrotem dopadl mnie jeden z czlonkow ICORR - organizacji ochotnikow dbajacych o tamtejsze tereny wlasnie pod katem dostepnosci dla rowerzystow. Mila pogawedka przeciagnela sie ciut za dlugo :)
Wracalem do domu naprawde wymeczony. Znow, na samym poczatku, te niezyciowo strome podjazdy. Potem krotki, ale nie mniej stromy zjazd, droga "publiczna" (juz poza Sugar Bottom) i znow pod gore, do domciu.
Tu zdaje sie zawsze i wszedzie jest pod gore...