Znów wydatki?...
d a n e w y j a z d u
14.00 km
0.00 km teren
00:37 h
Pr.śr.:22.70 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:De Flajt!
Ponownie na rowerku wyjazd do pracy. Gdzieś mi się chwilowo licznik zapodział, więc kilometry "na oko", czas jazdy z zegarka.
Niestety... Powtórka z poprzedniego wyjazdu. Znów luźna korba, znów przystanki co kilka minut, znów (co za beztroska!) brak narzędzia, więc dokręcanie palcem. Obawiam się, niestety, że jazda z luźną korbą mogła spowodować "wybicie" współpracujących elementów, a co za tym idzie powstanie trwałego, niemożliwego już do skasowania luzu; luz ten zaś umożliwia wzajemne ruchy korby względem osi, a to z kolei powoduje luzowanie śruby. To dopiero perpetuum mobile...
Ostatnia więc szansa. Dojazd do pracy, staranne wyczyszczenie ośki i korby; oględziny wzrokiem: brak dostrzegalnych uszkodzeń, więc znów dokręcamy - tym razem, nie bacząc na jękliwe protesty śrubki, "do oporu". I powrót do domciu, znów bez sensacji. Ale teraz już wiem, że to nie musi o niczym świadczyć.
Jeżeli naprawdę jest już "po frytkach", oznacza to, że i oś, i korby są do wymiany. Niestety, trudno to na razie będzie sprawdzić, bo pogoda znów się rozkaprysiła strasznie. Kolega z pracy, rowerzysta podobnych do mnie gabarytów, zdradził mi "patent ostatniej szansy": żyletki. Przycięte do właściwych rozmiarów, włożone pomiędzy korbę a oś, powinny skasować luz i w ten sposób, dość prymitywny, ale być może skuteczny, rozwiązać problem. Przynajmniej do czasu, gdy uzbiera się trochę pieniążków na nowe wydatki. A tych właśnie lista wciąż się wydłuża...