Mgła
d a n e w y j a z d u
25.49 km
0.00 km teren
01:06 h
Pr.śr.:23.17 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:1.0
HR max:169 ( 88%)
HR avg:154 ( 80%)
Podjazdy: m
Kalorie: 1391 kcal
Rower:De Flajt!
To jedno słowo całkowicie mogłoby opisać wszystko. Ale jednak dopiszę to i owo. Do pracy bez wrażeń, może tyle tylko, że sucho i przyjemnie. Powrót za to obfitował w ciekawostki.
Pierwsza to taka, że po raz pierwszy ogranicznikiem prędkości była... kolka :) Mniej więcej od połowy drogi czułem, jak czai się gdzieś pod lewym żebrem, i tylko czeka, żeby mnie zdjąć z rowerka. Ale ja za cwany lis jestem: mierniczek tętna mam, oddech swój też "rozumiem". A i kolka nie jest dla mnie żadnym novum, choć już jakiś czas nie miałem z tą panią przyjemności... Skończyło się bez większych sensacji. Nie wiem dokładnie, jak mam ten fakt interpretować. Tak bardziej na wyczucie to mnie cieszy, bo chyba znaczy, że i oddech w porządku, i mięśnie też, tylko cuś innego teraz trzeba poprawić. Tylko co?...
Druga zaś była incydentem, w którym jeno o szerokość siaty zakupowej uniknąłem poważnego grzmotu. Otóż jechałem sobie legalnie po alejce przy KEN'ie, a mnie tu jakaś kobieta ładuje się przez przejście wprost pod koła! Kurczę, chwilę wcześniej patrzyła w moim kierunku (sam widziałem!), a jak uważni czytelnicy wiedzą, mojej lampki nie da się przeoczyć. Ale tuż przed alejką wsadziła łapę i oczy w siatę, i grzebie dziarsko. No i oczywiście, grzebiąc se w tej torbie i nie zwracając uwagi na resztę świata, lezie toto na pewną śmierć! Ludzkie słowo nie wypowie, co się wtedy działo. Zanotowałem tylko poślizg tylnego koła od hamowania, poślizg przedniego gdy wyjeżdżając z trawniczka usiłowałem uniknąć kontaktu z zaparkowanymi (na chodniku, do jasnej!...) samochodami, i skok tętna o ponad 10 bpm, odnotowany przez Magiczny. Ludziki drogie, to był tylko odruch; nie pytajcie mnie, jak to zrobiłem, bo nie wiem. Po prostu nie wiem... Ale udało się, jestem cały. Rower też.
Poza tym było jak zawsze: ot, nudny przejazd do pracy i nazad :D