• Słoń na rowerze

  • Czyli Wielka Pędząca D**A
    ...
    dosłownie.
  • Żadnej turystyki, czysta jazda

      d a n e    w y j a z d u 20.83 km 0.00 km teren 00:58 h Pr.śr.:21.55 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
    Niedziela, 27 lipca 2008 | dodano: 27.07.2008

    Żadnej turystyki, czysta jazda

    A dzisiaj zrobiłem sobie psikusa i pojechałem... pojeździć :-)

    Rano, po pracy, bezczelnie poszedłem spać. Ominęło mnie przez to ciekawe spotkanie w wąskim gronie miłośników 8 kółek (po cztery na stopę), ale później się okazało, że bez mojej obecności spotkanie się nie odbyło. Chyba powinienem czuć się winny, co? Nic to, jak mawiał Pan Zagłoba. Obudziłem się o dość wczesnej porze, mianowicie koło godziny 14, i natychmiast stwierdziłem, że panujące na zewnątrz warunki absolutnie nie nadają się do życia. Wyczekałem więc cierpliwie do godziny 20 i wytaszczyłem na dwór rowerek.

    Wycieczka nie miała żadnego głębszego sensu. Ot, po prostu chciałem się pokulać w bliżej nieokreślonym kierunku, dla czystej przyjemności jazdy. Ponieważ nie ma więc o czym pisać, napiszę o tym, jak bardzo gadżeciarstwo wpływa na moje rowerowe "ja i okolice".

    Pierwszym zakupem gadżeciarskim był oczywiście rowerek. Jejku, nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę że go mam. Ale nie byłbym sobą, gdybym uznał, że wyrób "prosto ze sklepu" jest dla mnie wystarczającym. Z całej masy dodatków najczęściej używanym okazał się liczniczek, dzięki któremu w ogóle zjawiłem się w kręgach Bikestats. Nie do przecenienia są również światełka, które (pomijając już wymagania przepisów) znacznie poprawiają moje poczucie bezpieczeństwa. No i fajnie świecą :-) O takich rzeczach, jak bidon czy błotniki, nie ma co wspominać. Bardziej się przydają niż cieszą, i dziwnym by było, gdyby ich nie było.

    Później przyszedł czas, żeby nieco zadbać o siebie, a konkretnie o jakieś nadające się do jazdy okrycia wierzchnie. O zaletach polarka gdzieś już pisałem. Naprawdę trudno wyrazić, jaką przyjemność sprawia niemarznięcie w czasie porannych powrotów z pracy. No a poza tym jest taki fajnie czerwony... Do tego przyszły rękawiczki, o których, dla odmiany, trudno coś powiedzieć. Jakby lepiej trzyma się kierownicę, ale czy to do końca prawda... Pelerynki przeciwdeszczowej nie miałem okazji przetestować do dzisiaj. I niech tak zostanie.

    Następnie przyznałem się do zanabycia pulsometru. Ciekawe urządzenie. Nie do końca rozumiem czasami, co się dzieje, ale myślę, że to kwestia ilości wiedzy. Domyślam się, że sporą rolę grają tu pewne czynniki zewnętrzne, jak pogoda, pora dnia, stan i zawartość żołądka itp... Dokonałem też wtedy innego zakupu, do którego się nie przyznałem - "spodenki z pieluszką". Ciekawy wynalazek. Co prawda jak dotąd nie doszukałem się jakichś istotnych korzyści z posiadania samej "pieluszki", z samych spodenków zadowolony jestem bardzo. Głównie dlatego, że nie spadają :-) ale również dlatego, że nie utrudniają pedałowania, tak jak to miały w zwyczaju moje wcześniejsze "doróbki" z poobcinanych powyżej kolan dżinsów.

    Plecaczek wielbłąda. O, to była rewolucja. Przyzwyczaiłem się do niego bardzo. Muszę przyznać, że to dobry wynalazek - łatwo się korzysta, dużą ma pojemność... O wiele rzadziej teraz suszy mnie w czasie jazdy. A że zwykle w woreczku mieści się mieszanka woda/Powerade, więc i pewnie pomaga to trochę w nieco dłuższych wyjazdach. Co prawda nie da się do niego za bardzo wlać czegoś innego, ale na inne płyny nadal mam bidon :-)

    No i wreszcie buciki. Wyjątkowe jak dla mnie. Zwykle zwykłem chodzić w skórzanym obuwiu czarnym, czasem nawet dość ciężkim. Jednak te buciki naprawdę fantastycznie się spisują. Już nie męczy mnie ból stóp po wyjazdach dłuższych niż 30 minut. Dużo przyjemniej się pedałuje "normalnie", dużo łatwiej depnąć trochę mocniej czy stanąć na pedałkach... Tak, to było naprawdę potrzebne. Teraz wielką niewiadomą są pedałki (gdzieś w drodze do mnie), które podobno mają "wynieść doznania rowerowe na niebotyczne wyżyny" :-) No zobaczymy.

    Uff, ale się rozpisałem. I w sumie nie wiem po co, nikt tego nie czyta... Ale ja lubię sobie popisać. Tylko rzadko mam o czym...

    P.S.
    A no, i wyniku z Magicznego Liczniczka nie nie wpisałem:
    1089 kcal, 55%, 157 max bpm, 141 średnio. Tym razem nie było żadnych niespodzianek. Nie to, co wczoraj...




    komentarze
    mama | 16:24 poniedziałek, 28 lipca 2008 | linkuj Na mnie możesz zawsze liczyć. Ja czytam wszystko i czasem komentuję... Dobrze by było, żebyś zrobił zdjęcie tych wszystkich gadżecików razem z tobą. Buźka.
    Komentuj

    Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

    Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa iauli
    Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]